Serial "Castle" cieszy się tak dużą popularnością w Stanach Zjednoczonych, że wydano książki głównego bohatera – Richarda Castle'a. W tym znaną z serialu trylogię o przygodach Derricka Storma.
Niezwykle trudno jest napisać recenzję książki, która wchodzi w skład trylogii. Trzeba uważać, by za dużo nie zdradzić i nie popsuć zabawy czytelnikom. Tym bardziej, gdy jej akcja rozpoczyna się w chwili, gdy urywa się poprzednia książka. I tak jest w przypadku "Wściekłego sztormu". To druga powieść z cyklu o Derricku Stormie, byłym agencie CIA, który musiał upozorować własną śmierć, by odejść z wywiadu. Jednak przeszłość dała o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie...
Otóż w poprzedniej części Derrick Storm został poproszony przez swojego byłego szefa Jedidiaha Jonesa o przysługę. A mianowicie miał przeprowadzić śledztwo w sprawie porwania pasierba senatora Windslowa. Jednak sprawy potoczyły się bardzo niefortunnie i tak, że nikt się tego nie spodziewał. W tej części Storm musi wyśledzić zabójcę i odkryć miejsce ukrycia prawie 60 miliardów dolarów w sztabkach złota. Jak można się domyślić, nie jest to proste zadanie. Dlatego Storm ponownie musi połączyć siły z agentką FBI April Showers, a także nawiązać kontakt z tajemniczym miliarderem Iwanem Pietrowem. Co z tego wyniknie?
Jak już wspominałam w recenzji poprzedniej części, miłośnicy Jamesa Bonda, mogą się poczuć lekko zawiedzeni. Bowiem Derrick Storm w niczym go nie przypomina. Podczas gdy agent 007 delektował się wstrząśniętym, niemieszanym martini, Storm lubi wypić piwo. W dodatku nie jeździ superszybkim samochodem, lecz wynajętym vauxhallem insignią. Różni się także od agenta wykreowanych przez Charlesa Cumminga w "Ukrytym człowieku". Mimo to polubiłam tego bohatera.
Książka jest połączeniem thrillera szpiegowskiego i powieści sensacyjnej. Jest napisana lekkim językiem, co sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Nie brakuje w niej nagłych zwrotów akcji oraz strzelaniny. Storm wypalił do strzelca ze zdobytej czterdziestki piątki. Raz, dwa. Dwie kule wystrzelone w głowę napastnika. Raz, dwa. Następne dwie w jego klatkę piersiową. Upadając, napastnik zacisnął palec na spuście pistoletu maszynowego, opróżniając w powietrze i ziemię wokół niego resztę magazynka mieszczącego trzydzieści nabojów. W dodatku tym razem jej akcja rozgrywa się aż w 3 państwach jednocześnie - Stanach, Rosji i Anglii. Na pewno emocji nie zabraknie.
Moim zdaniem małym mankamentem powieści jest scena końcowa, która została urwana w najlepszym momencie. To tak jakby np. nadać odrębne tytuły 3 tomom "Lalki" i uznać je za osobne książki. Uważam, że powieści są tak krótkie, że mogłaby zostać wydane pod jednym tytułem. A jeśli o tytuł chodzi, to oparty został na grze słów. "Storm" to po angielsku sztorm, a zarazem nazwisko tytułowego bohatera. Oczywiście bardziej dostrzegalne jest to w oryginale.
Muszę przyznać, że "Wściekły sztorm" podobał mi się bardziej niż "Nadchodzący sztorm" oraz "Fala upału". Myślę, że Richard Castle mógłby napisać te książki, gdyby naprawdę istniał. Wspomina o nich w pierwszym odcinku serialu "Castle" (jedynym, jaki obejrzałam, gdyż nie wzbudził on mojej sympatii). Choć fanką "Castle" raczej nie zostanę, to polecam "Wściekły sztorm" miłośnikom serialu, thrillerów szpiegowskich oraz powieści sensacyjnych. Należy pamiętać, że najlepiej rozpocząć czytanie od "Nadchodzącego sztormu". Ja chętnie zapoznam się teraz z "Krwawy sztormem" i przekonam się, czy pogłoski dotyczące Derricka Storma były prawdziwe.
Na zakończenie dodam, że niestety książka została wydana jedynie w formie eBooka (nie jestem miłośniczką elektronicznych wersji książek). Choć opatrzony on został ciekawą okładką i stopką redakcyjną niczym papierowe wydanie, to zabrakło mi szelestu kartek i zapachu farby drukarskiej.
Richard Castle (w tej roli Nathan Fillion) jest postacią fikcyjną, głównym bohaterem serialu "Castle". Zadebiutował jeszcze w college'u powieścią "Pod gradem kul", za którą otrzymał prestiżową nagrodę Nom DePlume. W swoim dorobku ma także cykl o detektyw Nikki Heat – "Fala upału" i "Nagi żar" oraz trylogię o Derricu Stormie – "Nadchodzący sztorm", "Wściekły sztorm" i "Krwawy sztorm".
Niezwykle trudno jest napisać recenzję książki, która wchodzi w skład trylogii. Trzeba uważać, by za dużo nie zdradzić i nie popsuć zabawy czytelnikom. Tym bardziej, gdy jej akcja rozpoczyna się w chwili, gdy urywa się poprzednia książka. I tak jest w przypadku "Wściekłego sztormu". To druga powieść z cyklu o Derricku Stormie, byłym agencie CIA, który musiał upozorować własną śmierć, by odejść z wywiadu. Jednak przeszłość dała o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie...
Otóż w poprzedniej części Derrick Storm został poproszony przez swojego byłego szefa Jedidiaha Jonesa o przysługę. A mianowicie miał przeprowadzić śledztwo w sprawie porwania pasierba senatora Windslowa. Jednak sprawy potoczyły się bardzo niefortunnie i tak, że nikt się tego nie spodziewał. W tej części Storm musi wyśledzić zabójcę i odkryć miejsce ukrycia prawie 60 miliardów dolarów w sztabkach złota. Jak można się domyślić, nie jest to proste zadanie. Dlatego Storm ponownie musi połączyć siły z agentką FBI April Showers, a także nawiązać kontakt z tajemniczym miliarderem Iwanem Pietrowem. Co z tego wyniknie?
Jak już wspominałam w recenzji poprzedniej części, miłośnicy Jamesa Bonda, mogą się poczuć lekko zawiedzeni. Bowiem Derrick Storm w niczym go nie przypomina. Podczas gdy agent 007 delektował się wstrząśniętym, niemieszanym martini, Storm lubi wypić piwo. W dodatku nie jeździ superszybkim samochodem, lecz wynajętym vauxhallem insignią. Różni się także od agenta wykreowanych przez Charlesa Cumminga w "Ukrytym człowieku". Mimo to polubiłam tego bohatera.
Książka jest połączeniem thrillera szpiegowskiego i powieści sensacyjnej. Jest napisana lekkim językiem, co sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Nie brakuje w niej nagłych zwrotów akcji oraz strzelaniny. Storm wypalił do strzelca ze zdobytej czterdziestki piątki. Raz, dwa. Dwie kule wystrzelone w głowę napastnika. Raz, dwa. Następne dwie w jego klatkę piersiową. Upadając, napastnik zacisnął palec na spuście pistoletu maszynowego, opróżniając w powietrze i ziemię wokół niego resztę magazynka mieszczącego trzydzieści nabojów. W dodatku tym razem jej akcja rozgrywa się aż w 3 państwach jednocześnie - Stanach, Rosji i Anglii. Na pewno emocji nie zabraknie.
Moim zdaniem małym mankamentem powieści jest scena końcowa, która została urwana w najlepszym momencie. To tak jakby np. nadać odrębne tytuły 3 tomom "Lalki" i uznać je za osobne książki. Uważam, że powieści są tak krótkie, że mogłaby zostać wydane pod jednym tytułem. A jeśli o tytuł chodzi, to oparty został na grze słów. "Storm" to po angielsku sztorm, a zarazem nazwisko tytułowego bohatera. Oczywiście bardziej dostrzegalne jest to w oryginale.
Muszę przyznać, że "Wściekły sztorm" podobał mi się bardziej niż "Nadchodzący sztorm" oraz "Fala upału". Myślę, że Richard Castle mógłby napisać te książki, gdyby naprawdę istniał. Wspomina o nich w pierwszym odcinku serialu "Castle" (jedynym, jaki obejrzałam, gdyż nie wzbudził on mojej sympatii). Choć fanką "Castle" raczej nie zostanę, to polecam "Wściekły sztorm" miłośnikom serialu, thrillerów szpiegowskich oraz powieści sensacyjnych. Należy pamiętać, że najlepiej rozpocząć czytanie od "Nadchodzącego sztormu". Ja chętnie zapoznam się teraz z "Krwawy sztormem" i przekonam się, czy pogłoski dotyczące Derricka Storma były prawdziwe.
Na zakończenie dodam, że niestety książka została wydana jedynie w formie eBooka (nie jestem miłośniczką elektronicznych wersji książek). Choć opatrzony on został ciekawą okładką i stopką redakcyjną niczym papierowe wydanie, to zabrakło mi szelestu kartek i zapachu farby drukarskiej.
Richard Castle (w tej roli Nathan Fillion) jest postacią fikcyjną, głównym bohaterem serialu "Castle". Zadebiutował jeszcze w college'u powieścią "Pod gradem kul", za którą otrzymał prestiżową nagrodę Nom DePlume. W swoim dorobku ma także cykl o detektyw Nikki Heat – "Fala upału" i "Nagi żar" oraz trylogię o Derricu Stormie – "Nadchodzący sztorm", "Wściekły sztorm" i "Krwawy sztorm".
Autor: Richard Castle
Tytuł: "Wściekły sztorm"
Ilość stron: 85
Format: ePub/mobi
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik (thriller)
Recenzja zgłoszona do wakacyjnego konkursu dla syndykalistów na najlepszą zbrodniczą recenzję lata 2013.
Serial "Castle" uwielbiam oglądać, dlatego muszę koniecznie zaznajomić się z książkami tego autora.
OdpowiedzUsuńTo tym bardziej polecam Ci tę książkę oraz pozostałe :)
UsuńRównież, jak Ty, nie jestem zwolenniczką wydań elektronicznych bo nie ma to jak dobra, papierowa książka ;) Po powieść pewnie sięgnę w niedługim czasie, jak uporam się z zaległymi lekturami ;)
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania :) Cieszę się, tylko zacznij od "Nadchodzącego sztormu". ;)
UsuńCiekawa trylogia. Nie omieszkam zajrzeć w przyszłości.
OdpowiedzUsuńPolecam :)
UsuńA ja czytanie powieści Castle'a zacznę chyba od oglądania serialu :P
OdpowiedzUsuńTo też dobry sposób. Choć akurat ta kolejność w moim przypadku się nie sprawdziła :P
UsuńTo jedyna moim zdaniem słuszna kolejność :P
UsuńCo kto lubi :P
UsuńJa odkąd mam czytnik to się do ebooków przekonuję coraz bardziej, jednakże nigdy nie zastąpią mi one papierowych wydań książek.
OdpowiedzUsuńA co do samej książki jestem nią zainteresowana :)
Ja raczej nie będę inwestować w czytnik, bo nie sprawia mi przyjemności takie czytanie. ;) Cieszę się, że Ci się spodobała książka. :)
UsuńTo może być dla mnie, lubię thrillery szpiegowskie, ale zacznę od pierwszej części.
OdpowiedzUsuńTak będzie najlepiej. Przede mną jeszcze trzecia. Właśnie ją dostałam :)
UsuńO serialu słyszałam, ale go nie oglądałam. Musiałabym rozejrzeć się za książką, ale serial również mam chrapkę. A książki również wolę w wersji papierowej:)
OdpowiedzUsuńJa widziałam jeden odcinek. I nie bardzo przypadł mi do gustu. Natomiast cykl o Derricku Stormie mi się spodobał. Nareszcie jakiś sojusznik w starciu książka - e-book ;)
Usuń"Castle" nie wzbudził Twojej sympatii - a ja uwielbiam ten serial! I zdecydowanie wolę go od książek - "Fala upału" nie przypadła mi do gustu, dlatego po kolejne nie mam zamiaru sięgać.
OdpowiedzUsuńPS jakie ładne zmiany graficzne! :)
Ale cykl o Derricku Stormie jest o wiele lepszy moim zdaniem. Zaryzykuj ;)
UsuńDzięki :) Jak wiesz lubię zmiany kolorystyczne. Miesiąc bez przemeblowań na blogu, miesiącem straconym :P
Hm, hm, muszę się zastanowić w takim razie ;)
UsuńKurczę, to w takim razie straciłam bardzo wiele miesięcy :D
Pomyśl :) Ale wiesz, to tylko w moim przypadku może się sprawdzać ta dość śmiała teoria o zmianach :P
Usuń