Chwile grozy, bezradności i współczucia wobec uwięzionego bohatera - tego można spodziewać się po powieści "Misery" Stephena Kinga.
Bycie sławnym pisarzem ma swoje blaski i cienie. Autor zarabia na swojej pasji, staje się rozpoznawalny, udziela wywiadów, podpisuje autografy. Ale może także trafić na niebezpiecznego fana, który ma swoją wizję fabuły. I może zamienić życie pisarza w koszmar.
Na własnej skórze przekonał się o tym Paul Sheldon, popularny autor kilku powieści o Misery Chastain, który znudzony swoją bohaterką, postanawia zakończyć ten cykl i napisać poważną powieść. W tym celu ucieka z Los Angeles i zaszywa się w górach Colorado, by tam tworzyć swoje nowe dzieło. Pewnego dnia wracając z zakrapianej imprezy, ulega wypadkowi samochodowemu. Traf, a raczej niefart chce, że znajduje go Annie Wilkes, była pielęgniarka uwielbiająca jego cykl o Misery i zabiera do swego domku na odludziu.
Początkowo jest zachwycona, że ten sławny pisarz "gości" w jej domu. Sielanka nie trwa jednak długo. Tylko do chwili, gdy odnajduje manuskrypt "Szybkich samochodów" oraz odkrywa, że w swojej ostatniej książce Paul uśmiercił jej ukochaną bohaterkę. Wtedy pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Jak chory jest jej umysł najlepiej pokazuje ten fragment: postacie w powieściach nie odchodzą tak sobie. Bóg zabiera je do siebie, kiedy uzna, że nadszedł ich czas, a pisarz jest Bogiem dla postaci w swojej powieści - tworzy je tak, jak Bóg stworzył nas i nikt nie może żądać od Boga wyjaśnień, w porządku, dobra, ale skoro Misery ma odejść na zawsze, to powiem ci tylko jedni, ty paskudny ptaku. Powiem ci, że ten twój Bóg, tak się dziwnie złożyło, ma połamane obie nogi i dziwnym trafem znajduje się w moim domu, je moje jedzenie i... Od tego momentu zaczynają się dla Paula poważne kłopoty.
W swojej powieści Stephen King pokazuje, jak uwielbienie do pisarza może przerodzić się w obsesję. A ta, jak wiadomo, może być bardzo niebezpieczna. I tak jest w tym przypadku, to Annie dyktuje warunki, a Paul ma jej słuchać. Nie może przecież uciec, gdyż ma połamane nogi. W dodatku jest od niej całkowicie zależny, gdyż ta niezrównoważona kobieta dozuje mu leki, jedzenie i picie. Za każdym razem, gdy wchodzi do pokoju czytelnik ma obawy, co tym razem wymyśli Annie. A trzeba przyznać, że ma ona ułańską fantazję. Można dojść do wniosku, że czasami lepiej nie tworzyć cyklów, bo mogą się one obrócić przeciwko autorowi. Paul jeszcze bardziej znienawidził stworzoną przez siebie postać. Wszak nikt nie lubi być do niczego zmuszany. A już pisanie pod dyktando jest chyba najgorsze.
Książka jest krwawa i przerażająca. Jednak czyta się ją jednym tchem, gdyż jest napisana lekkim językiem. King wplótł do akcji portret psychologiczny głównych bohaterów, dzięki temu są oni bardziej realni. Czytelnik zaczyna nawet kibicować Paulowi, by udało mu się wydostać ze szponów Annie. Z kolei umiejętnie budowane napięcie sprawia, że przedstawiona historia wciąga od pierwszych stron, aż trudno się od niej oderwać. Dlatego najlepiej nie zaczynać tej książki wieczorem, bo może się to skończyć zarwaną nocą.
"Misery" stała się moją ulubioną powieścią Kinga. Pamiętam, jak czytałam ją z wypiekami na twarzy, a także uczucie lęku, bezradności oraz współczucia wobec Paula. I choć od pierwszego jej czytania minęło już trochę czasu, nadal plasuje się na pierwszym miejscu mojej Kingowej listy. Polecam ją miłośnikom horrorów i Stephena Kinga, a także osobom, które dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z tym niezwykłym pisarzem. Ja najpierw widziałam film, potem skusiłam się na książkę. I muszę przyznać, że obie formy były równie genialne.
Stephen King jest amerykańskim pisarzem, uznanym za mistrza horroru. Wydawał także pod pseudonimem Richard Bachman. Zadebiutował w 1974 roku powieścią "Carrie". W swoim dorobku ma także m.in. "Lśnienie", "Zieloną milę", "Smętarz dla zwierzaków" czy "Miasteczko Salem".
Bycie sławnym pisarzem ma swoje blaski i cienie. Autor zarabia na swojej pasji, staje się rozpoznawalny, udziela wywiadów, podpisuje autografy. Ale może także trafić na niebezpiecznego fana, który ma swoją wizję fabuły. I może zamienić życie pisarza w koszmar.
Na własnej skórze przekonał się o tym Paul Sheldon, popularny autor kilku powieści o Misery Chastain, który znudzony swoją bohaterką, postanawia zakończyć ten cykl i napisać poważną powieść. W tym celu ucieka z Los Angeles i zaszywa się w górach Colorado, by tam tworzyć swoje nowe dzieło. Pewnego dnia wracając z zakrapianej imprezy, ulega wypadkowi samochodowemu. Traf, a raczej niefart chce, że znajduje go Annie Wilkes, była pielęgniarka uwielbiająca jego cykl o Misery i zabiera do swego domku na odludziu.
Początkowo jest zachwycona, że ten sławny pisarz "gości" w jej domu. Sielanka nie trwa jednak długo. Tylko do chwili, gdy odnajduje manuskrypt "Szybkich samochodów" oraz odkrywa, że w swojej ostatniej książce Paul uśmiercił jej ukochaną bohaterkę. Wtedy pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Jak chory jest jej umysł najlepiej pokazuje ten fragment: postacie w powieściach nie odchodzą tak sobie. Bóg zabiera je do siebie, kiedy uzna, że nadszedł ich czas, a pisarz jest Bogiem dla postaci w swojej powieści - tworzy je tak, jak Bóg stworzył nas i nikt nie może żądać od Boga wyjaśnień, w porządku, dobra, ale skoro Misery ma odejść na zawsze, to powiem ci tylko jedni, ty paskudny ptaku. Powiem ci, że ten twój Bóg, tak się dziwnie złożyło, ma połamane obie nogi i dziwnym trafem znajduje się w moim domu, je moje jedzenie i... Od tego momentu zaczynają się dla Paula poważne kłopoty.
W swojej powieści Stephen King pokazuje, jak uwielbienie do pisarza może przerodzić się w obsesję. A ta, jak wiadomo, może być bardzo niebezpieczna. I tak jest w tym przypadku, to Annie dyktuje warunki, a Paul ma jej słuchać. Nie może przecież uciec, gdyż ma połamane nogi. W dodatku jest od niej całkowicie zależny, gdyż ta niezrównoważona kobieta dozuje mu leki, jedzenie i picie. Za każdym razem, gdy wchodzi do pokoju czytelnik ma obawy, co tym razem wymyśli Annie. A trzeba przyznać, że ma ona ułańską fantazję. Można dojść do wniosku, że czasami lepiej nie tworzyć cyklów, bo mogą się one obrócić przeciwko autorowi. Paul jeszcze bardziej znienawidził stworzoną przez siebie postać. Wszak nikt nie lubi być do niczego zmuszany. A już pisanie pod dyktando jest chyba najgorsze.
Książka jest krwawa i przerażająca. Jednak czyta się ją jednym tchem, gdyż jest napisana lekkim językiem. King wplótł do akcji portret psychologiczny głównych bohaterów, dzięki temu są oni bardziej realni. Czytelnik zaczyna nawet kibicować Paulowi, by udało mu się wydostać ze szponów Annie. Z kolei umiejętnie budowane napięcie sprawia, że przedstawiona historia wciąga od pierwszych stron, aż trudno się od niej oderwać. Dlatego najlepiej nie zaczynać tej książki wieczorem, bo może się to skończyć zarwaną nocą.
"Misery" stała się moją ulubioną powieścią Kinga. Pamiętam, jak czytałam ją z wypiekami na twarzy, a także uczucie lęku, bezradności oraz współczucia wobec Paula. I choć od pierwszego jej czytania minęło już trochę czasu, nadal plasuje się na pierwszym miejscu mojej Kingowej listy. Polecam ją miłośnikom horrorów i Stephena Kinga, a także osobom, które dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z tym niezwykłym pisarzem. Ja najpierw widziałam film, potem skusiłam się na książkę. I muszę przyznać, że obie formy były równie genialne.
Stephen King jest amerykańskim pisarzem, uznanym za mistrza horroru. Wydawał także pod pseudonimem Richard Bachman. Zadebiutował w 1974 roku powieścią "Carrie". W swoim dorobku ma także m.in. "Lśnienie", "Zieloną milę", "Smętarz dla zwierzaków" czy "Miasteczko Salem".
Autor: Stephen King
Tytuł: "Misery"
Ilość stron: 368
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Czytam Kinga
Czytamy serie wydawnicze (Stephen King - wydawnictwo Prószyński i S-ka)
Klasyka horroru
Pasionkowe Wyzwanie Czytelnicze (książka Stephena Kinga oraz horror)
Pod hasłem (homo sapiens)
Świat Stephena Kinga
Trójka e-pik (horror)
Recenzja zgłoszona do wakacyjnego konkursu dla syndykalistów na najlepszą zbrodniczą recenzję lata 2013.
Ja swoją przygodę z Kingiem też już rozpoczęłam i oczywiście chciałabym żeby trwała dlatego sięgnę po "Misery", a fakt, że jest to Twoja ulubiona powieść tego autora na pewno o czymś świadczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Moja przygoda z Kingiem rozpoczęłam się dobrych parę lat temu. I bardzo szybko stał się moim ulubionym autorem. Polecam też "Komórkę", którą postaram się opisać w najbliższym czasie :)
UsuńPozdrawiam
Również najpierw widziałam film i zrobił na mnie ogromne wrażenie...Bardzo się stresowałam i zaciskałam pięści (a raczej piąstki) ze złości. Zainteresował mnie wtedy temat - obsesja na punkcie pisarza, a głównie przecież słyszy się o jakiś muzycznych psychopatkach;)
OdpowiedzUsuńPodobnie było w moim przypadku, a już jak zobaczyłam pewien niebezpieczny przedmiot w jej ręku, to niemal pobladałam. Swoją drogą, masz ciekawe zainteresowania ;)
UsuńDla mnie również "Misery" jest jedną z lepszych (pierwszy raz czytałam ją ponad 20 lat temu ;D), choć na pierwszym miejscu plasuje się zdecydowanie "Dolores Claiborne".
OdpowiedzUsuńU mnie na drugim miejscu plasuje się "Komórka", a na trzecim "Dolores Claiborne" ;)
Usuń"Komórki" nie czytałam jeszcze więc nie wiem gdzie się uplasuje ;) póki co na drugim równorzędnie z "Misery" są "Lśnienie" i "To" ;)
UsuńJa z kolei widziałam tylko adaptację "Lśnienia" i była świetna. Niestety na czarno-białym telewizorze u dziadków, przez co ominął mnie zielony stwór w wannie ;) "To" dopiero przede mną. A Tobie polecam "Komórkę" :)
UsuńNie oglądałam filmu, nie czytałam książki jeszcze, ale... no, to jest King, marka sama w sobie :D
OdpowiedzUsuńTo koniecznie nadrób zaległości ;)
UsuńKsiążkę czytałam już tak dawno temu, że nawet nie pamiętam, jakie towarzyszyły mi emocje podczas lektury. Musiałabym sobie odświeżyć tę historię, może za sprawą filmu, którego do tej pory jeszcze nie widziałam.
OdpowiedzUsuńJa też kilka lat temu, a jednak pamiętam. To była jedna z nielicznych wtedy książek, która mnie tak pochłonęła. A film koniecznie obejrzyj :)
UsuńZgadzam się, oj zgadzam. Obie wersje świetne, chyba nie umiałabym wybrać ciekawszej.
OdpowiedzUsuńNo proszę, jaka zgodność. Widocznie coś musi w tym być w tym stwierdzeniu, że obie wersje świetne :)
UsuńFilmu nie oglądałem, ale książka była genialna :) Scena z kosiarką - mistrzostwo :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie obejrzyj film. W sumie, jak mogłeś nie oglądać - przecież to o psychopatce :P
UsuńW te wakacje mam zamiar zapoznać się z twórczością tego pana :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre postanowienie - popieram. Polecam także "Komórkę", którą może niedługo opiszę :)
UsuńKinga czytałam tylko "Lśnienie" i raczej nie jestem zainteresowana tym pisarzem, ale "Misery" chciałabym przeczytać. Choć nie wiem, czy dam radę, skoro jest krwawa i przerażająca ;)
OdpowiedzUsuń"czasami lepiej nie tworzyć cyklów" - coś w tym może być ;) ja lubię cykle, w których każda książka tworzy odrębną zamknięta całość i łączą je jedynie bohaterowie. Natomiast cykli, w których historia zamyka się dopiero w ostatniej książce nie znoszę - za bardzo jestem niecierpliwa! I sama mam wtedy psychopatyczne myśli wobec autora ;)
Jak możesz nie lubić Kinga - duży minus :P Przeczytaj "Misery", może się przekonasz do tego pisarza. Dasz radę, najwyżej opuścisz niektóre opisy. Poza tym przyszła pani doktor nie lubi krwi, jak to możliwe? ;))
UsuńTo nie spodobałby Ci się cykl o Derricku Stormie Richarda Castle'a. Bo tam historia zamyka się dopiero w ostatniej książce. I to właśnie mnie w nim denerwuje. Na szczęście została mi ostatnia - trzecia, część.
Stephen King to mój niekwestionowany mistrz. Polecam tę książkę.
OdpowiedzUsuńDla mnie też jest mistrzem :)
UsuńNo nie gadaj książka jest zawsze lepsza :P. No chyba, że "Kobieta w czerni" nie będzie brana po uwagę :P.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę książkę tak samo jak "Dolores Claiborne"! Są cudowne i po prostu mistrzowskie! I nie wiem czemu ludzie tak wychwalają "Lśnienie", jak to było siedemnaście razy lepsze :).
Spokojnej nocy!
Melon
Dobrze gada :)
UsuńKsiążka jest zazwyczaj lepsza, ale tym przypadku mam dylemat. Wyjątek "Forrest Gump". Co do "Kobiety w czerni" nie mam zdania, bo widziałam tylko film :P
Usuń"Dolores Claiborne" też bardzo lubię. Co do "Lśnienia" widziałam jedynie film. Miałam już jedno podejście do książki, ale trochę przeraziła mnie objętość ;)
Ja!? Dobrze!? Ok, przyjmijmy to Łukasz za Twojego chwilowego kaca :P.
UsuńNo coś Ty?? Przecież "Lśnienie" ma tylko jakieś 500 stron jak nie mniej, a to nie jest dużo :).
Jak się ma cały stos do przeczytania, to jest dużo. Choć pamiętam, jak na studiach pochłonęłam w kilka dni Faraona (jakieś bagatela 1000 str.) ;) Ale na pewno zabiorę się jeszcze za "Lśnienie" :)
UsuńNiestety wstyd się przyznać, ale Kinga na razie znam z ekranizacji filmowych, które według mnie są rewelacyjne. Tak, mam ogromna ochotę i mam w planach sięgnąć również po jego książki. Nie wiem od której zacznę, może będzie to "Misery":)
OdpowiedzUsuńJa właśnie zaczynałam od "Misery", ale krwawe opisy mi niestraszne. Może na początek lepsza lżejsza - np. "Dolores Claiborne" :)
UsuńMam na oku tę książkę od jakiegoś czasu, napotkałam się na same pozytywne recenzje, i jestem pewna że nie zostanę rozczarowana, to w końcu King ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie :)
UsuńJa przeczytałam ,,Martwą strefę'', a teraz zamierzam zacząć opowiadanie ,,Tajemniczy ogród. Tajemnicze okno", wcześniej widział film na podst. tego opowiadania ,,Sekretne okno".
OdpowiedzUsuńJa nie czytałam jeszcze tych tytułów. Ale wszystko przede mną ;)
UsuńWspaniała ekranizacją, kocham K. Bates! Książka będzie cudowna, nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńOj będzie się działo - także w książce ;)
Usuńja już po książce, która wywarła na mnie spore wrażenie - teraz film...recenzję czytałam z przejęciem i muszę przyznać, że myślę podobnie o Misery i sytuacji Paula;)
OdpowiedzUsuń