"Trzech panów w łódce, nie licząc psa" jest humorystyczną XIX-wieczną powieścią podróżniczą Jerome'a K. Jerome'a. To recepta na jesienną chandrę.
Pamiętam, gdy pierwszy raz trafiłam na tę książkę w bibliotece. Wydawała się taka niepozorna, w dodatku nazwisko autora nic mi nie mówiło. Ale zaryzykowałam i wzięłam ją do domu. Okazało się, że to był świetny wybór. Choć nie przepadam za literaturą podróżniczą, to takie książki mogłabym czytać bez przerwy...
"Trzech panów w łódce, nie licząc psa" to przykład humorystycznej XIX-wiecznej powieści podróżniczej. Jerome K. Jerome opisał w niej wyprawę i przygody trzech londyńczyków: George'a, Harrisa oraz bezimiennego narratora (sam Jerome). Panowie wraz z tytułowym psem Montmorencym wybrali się w rejs po Tamizie.
Ich trasa liczyła 123 mile (ok. 200 km) i prowadziła z Kingston do Pangbourne (mapka):
Co ciekawe, początkowo książka ta miała być poważnym przewodnikiem turystycznym po Tamizie, który zawierałby opisy zabytków położonych nad brzegami rzeki. Jednakże w trakcie pisania, przeważyło ironiczne poczucie humoru Jerome'a. I dobrze się stało, bez tego książka nie miałaby takiego waloru.
Przygody bohaterów, płynących łódką, okraszone są komicznymi zdarzeniami, opowiastkami i anegdotami z ich życia, które bawią czytelnika do łez. Zabawnym przykładem jest historia narratora, który poszedł do British Museum, by przeczytać o metodzie leczenia kataru siennego. Jednak w miarę czytania tej pasjonującej lektury, zaczął podejrzewać, że ma objawy prawie wszystkich chorób:
Trudno nie polubić trójki bohaterów, których przygody są niezwykle zabawne. Sympatię wzbudza także pies, który okazuje się niezwykle wiernym kompanem podróży i stworzeniem niezwykle towarzyskim, bowiem zaprosił dwa inne psy, żeby go wyprawiły w drogę. Co więcej, bohaterowie stają się bliscy czytelnikowi, gdyż dopada ich ta sama co nas złośliwość rzeczy martwych, np. woda w czajniku nie chce się gotować, gdy na niego patrzymy a szczoteczka do zębów znajduje się na dnie bagażu, gdy jej najbardziej potrzebujemy.
Książkę czyta się szybko, dzięki lekkiemu i humorystycznemu językowi. Każdy rozdział poprzedzony jest skrótem hasłowym, który mówi, co będzie się działo. Zapowiedzi te są także oryginalne i intrygujące np. "ofiara stu siedmiu śmiertelnych chorób", "Perfidia szczoteczek do zębów" czy "Słodka ignorancja urzędników kolejowych w sprawach tak przyziemnych jak pociągi". Polecam ją każdemu bez względu na wiek, szczególnie miłośnikom angielskiego humoru, książek podróżniczych z przymrużeniem oka, a także Jerome'a K. Jerome'a. Książka ta jest doskonała na poprawę samopoczucia, dlatego lubię czasem do niej wracać.
Pamiętam, gdy pierwszy raz trafiłam na tę książkę w bibliotece. Wydawała się taka niepozorna, w dodatku nazwisko autora nic mi nie mówiło. Ale zaryzykowałam i wzięłam ją do domu. Okazało się, że to był świetny wybór. Choć nie przepadam za literaturą podróżniczą, to takie książki mogłabym czytać bez przerwy...
"Trzech panów w łódce, nie licząc psa" to przykład humorystycznej XIX-wiecznej powieści podróżniczej. Jerome K. Jerome opisał w niej wyprawę i przygody trzech londyńczyków: George'a, Harrisa oraz bezimiennego narratora (sam Jerome). Panowie wraz z tytułowym psem Montmorencym wybrali się w rejs po Tamizie.
Ich trasa liczyła 123 mile (ok. 200 km) i prowadziła z Kingston do Pangbourne (mapka):
Trasa podróży |
Co ciekawe, początkowo książka ta miała być poważnym przewodnikiem turystycznym po Tamizie, który zawierałby opisy zabytków położonych nad brzegami rzeki. Jednakże w trakcie pisania, przeważyło ironiczne poczucie humoru Jerome'a. I dobrze się stało, bez tego książka nie miałaby takiego waloru.
Przygody bohaterów, płynących łódką, okraszone są komicznymi zdarzeniami, opowiastkami i anegdotami z ich życia, które bawią czytelnika do łez. Zabawnym przykładem jest historia narratora, który poszedł do British Museum, by przeczytać o metodzie leczenia kataru siennego. Jednak w miarę czytania tej pasjonującej lektury, zaczął podejrzewać, że ma objawy prawie wszystkich chorób:
Dłuższą chwilę siedziałem zmartwiały z przerażenia; potem, zobojętniały z rozpaczy, zacząłem znów wertować książkę. Doszedłem do tyfusu - przeczytałem objawy - odkryłem, że mam tyfus, i to od wielu miesięcy - pomyślałem sobie, ciekawe, co jeszcze mam. Przewróciłem stronicę na taniec św. Wita: zgodnie z oczekiwaniami stwierdziłem, że i pląsawica mi nie przepuściła. Postanowiłem zapoznać się ze swoim przypadkiem dogłębnie. I tak, rozpoczynając alfabetycznie, przestudiowałem chorobę Addisona, stwierdziłem, że na nią zapadam, a faza ostra czeka mnie za jakieś dwa tygodnie. Z ulgą się dowiedziałem, że choroba Brighta występuje u mnie w formie złagodzonej i, jeśliby na tym się skończyło, mogę liczyć na wiele lat życia. Cholerę miałem z poważnymi powikłaniami, a z dyfterytem chyba się urodziłem. Sumiennie przebrnąłem przez wszystkie litery alfabetu i jedyną chorobą, której mogłem się nie obawiać, było zapalenie kaletki maziowej rzepki (cierpią na to sprzątaczki, które dużo klęczą). Z początku zrobiło mi się dość przykro. Czułem się spostponowany. Dlaczego nie mam zapalenia kaletki maziowej rzepki? W czym jestem gorszy od sprzątaczki?I mogę zapewnić, że takich smaczków jest więcej. Czasem ma się wrażenie, że anegdoty te są najważniejsze, a przygody na łódce stanowią jedynie pretekst do ich opowiedzenia. A zdanie typu: najmocniej przepraszam, zboczyłem z tematu są zamierzone.
Trudno nie polubić trójki bohaterów, których przygody są niezwykle zabawne. Sympatię wzbudza także pies, który okazuje się niezwykle wiernym kompanem podróży i stworzeniem niezwykle towarzyskim, bowiem zaprosił dwa inne psy, żeby go wyprawiły w drogę. Co więcej, bohaterowie stają się bliscy czytelnikowi, gdyż dopada ich ta sama co nas złośliwość rzeczy martwych, np. woda w czajniku nie chce się gotować, gdy na niego patrzymy a szczoteczka do zębów znajduje się na dnie bagażu, gdy jej najbardziej potrzebujemy.
Książkę czyta się szybko, dzięki lekkiemu i humorystycznemu językowi. Każdy rozdział poprzedzony jest skrótem hasłowym, który mówi, co będzie się działo. Zapowiedzi te są także oryginalne i intrygujące np. "ofiara stu siedmiu śmiertelnych chorób", "Perfidia szczoteczek do zębów" czy "Słodka ignorancja urzędników kolejowych w sprawach tak przyziemnych jak pociągi". Polecam ją każdemu bez względu na wiek, szczególnie miłośnikom angielskiego humoru, książek podróżniczych z przymrużeniem oka, a także Jerome'a K. Jerome'a. Książka ta jest doskonała na poprawę samopoczucia, dlatego lubię czasem do niej wracać.
Jerome K. Jerome (1859-1927) był angielskim pisarzem i dramaturgiem. Zasłynął z humorystycznej książki podróżniczej "Trzech panów w łódce nie licząc psa". W swoim dorobku ma także kontynuację - "Trzej panowie na rowerach" (inne wydania: "Trzej panowie w Niemczech (tym razem bez psa)"; "Trzej panowie na włóczędze").
Autor: Jerome K. Jerome
Tytuł: "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)"
Ilość stron: 248
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Nie tylko literatura piękna
Pod hasłem (z po w i na o)
Trójka e-pik (optymistyczna powieść na jesienną chandrę)
Czuję się spostponowana, ponieważ nie wiem, jak to skomentować. :) Narobiłaś mi ochoty, a o książce słyszałam już wiele dobrego - tak wiele, że aż wstyd tej książki nie znać. Ładne wznowienie, więc nic, tylko brać i czytać. A moja mama zawsze mawia, że woda się szybciej nie zagotuje od mojego patrzenia, ale ja wciąż wierzę, że jednak poczuje się zawstydzona (woda, nie mama) i pospieszy się, jak się będę gapić :) Najmocniej przepraszam za zboczenie z tematu książki - Chętnie się pośmieję, więc będę jej wyglądała ;)
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wiedziałam, co znaczy w Twojej wypowiedzi to mądre słowo po czuję się, więc chyba wypadłam gorzej :P
UsuńTo prawda, bardzo ładne wznowienie, ja czytałam takie stare, z biblioteki z lat 80. To by mnie jeszcze bardziej zachęciło do przeczytania ;) Nie wyglądaj, tylko przeczytaj :)
Ja też nie wiem co to znaczy. Skopiowałam słówko z Twojego cytatu :P Spodobało mi się i koniecznie chciałam je użyć :P
UsuńAle już wiem i nijak nie pasuje do mojego wywodu. ► spostponować
zlekceważyć kogoś, potraktować z pogardą, z wyższością
Zapomniałam, że to słowo było w moim cytacie (bo go kopiowałam, a nie przepisywałam). Myślałam, że używacie takich słów na co dzień na Podlasiu. Ale trochę mi ulżyło :P
UsuńBrzmi bardzo ciekawie :) Swoją drogą, kiedyś przy przyglądaniu mojej ulubionej książki z wszystkimi chorobami i uszczerbkami na zdrowiu (miałam z 5-6 lat, cud, że nie poszłam na medycynę, skoro miałam ulubioną książkę lekarską;) wmówiłam sobie, że mam objawy...ugryzienia węża. W moim małym pokoju. W domu. W centrum miasta. Ale może jednak coś się zakradło? Wmówiłam sobie, że drętwieją mi wargi, ręka, a jakieś dwa małe pryszcze czy coś takiego to ślady po ugryzieniu. Jako rezolutna i spanikowana osóbka, kazałam babci wybrać nr do mamy do pracy - po latach opowiadała, że ledwo utrzymała powagę w trakcie rozmowy...:D
OdpowiedzUsuńAle miałaś zainteresowania w wieku 5-6 lat. To musiało być zabawne i wcale się nie dziwię Twojej mamie ;) Lepiej nie czytać książek lekarskich, bo zawsze znajdziemy jakąś chorobę, na którą rzekomo chorujemy :)
UsuńRzadko sięgam po podróżnicze, ale zabawne dialogi i przygody brzmią zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńJa w ogóle, ale to nie jest podróżnicza, to tylko tło anegdot ;) Myślę, że Ci się spodoba :)
UsuńZnakomity jest ten dłuższy cytat, już właściwie po nim wiedziałem, że muszę to mieć. Dodane do listy must read - ach, teraz tylko jakoś to zdobyć :-)
OdpowiedzUsuńPowinna być w bibliotece. Ja jeszcze czytałam wydanie z lat 80 ;)
UsuńPodróżnicze to nie moja bajka, ale tym razem przez Ciebie sięgnę...
OdpowiedzUsuńMoja też nie, ale zrobiłam wyjątek dla Jerome'a. Niedługo może recenzuję drugą część ;)
UsuńPotrzeba mi czegoś humorystycznego, więc spadłaś mi z nieba z recenzją tej książki :) Już się nie mogę doczekać lektury!
OdpowiedzUsuńTo się cieszę, że Ci pomogłam :)
UsuńTak, tak, tak - to coś dla mnie. Wiele o niej słyszałam. Była w antykwariacie i mi kurczaki! zabrakło kasiorki :((((( Pewnie poszukam kiedyś w bibliotece. A tytuł rozbrajający:)
OdpowiedzUsuńMożesz jeszcze poszukać w bibliotece. Oj tak, tytuł rozbraja. Czytałam jeszcze kontynuację, którą wkrótce opiszę :)
UsuńNawet nie wiedziałam o kontynuacji:P
UsuńJa odnalazłam ją przypadkiem w bibliotece ;)
UsuńPróbowałam to kiedyś czytać, ale byłam za młoda, a książka wydawała mi się zbyt... męska.
OdpowiedzUsuńTo może zrób drugie podejście? :)
UsuńBardzo sobie cenię litteraturę podróżniczą, więc nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest typowa literatura podróżnicza. Ale myślę, że powinna Ci się spodobać :)
Usuńwzorzec angielskiego humoru. Rekomenduję do przeczytania przy dotkliwym niedostatku zdrowego snobizmu i przy miłości do dawno zapomnianej klasowej nierówności. Czyta się na jednym tchnieniu, można rozebrać na kawałeczki i cytować z dowolnego miejsca.
OdpowiedzUsuń