"Koniec świata jest procesem ciągłym, który podobnie jak historia, nigdy się nie kończy" - pisze Jakub Mielnik w "Kronice końca świata".
Literatura podróżnicza nigdy mnie nie pociągała, wolę zobaczyć coś na własne oczy. Uwielbiam zwiedzać nowe miejsca i je fotografować, ale nie lubię czytać o podróżach innych. I choć na mojej półce stoją już jakiś czas książki "Gringo wśród dzikich plemion" Cejrowskiego oraz "Blondynka na tropie tajemnic" Pawlikowskiej, omijam tę literaturę. Jedynym wyjątkiem są programy Wojciecha Cejrowskiego, który potrafi opowiadać o egzotycznych miejscach jak nikt. Wiem, że nie do wszystkich zakątków uda mi się dotrzeć, np. do krajów Ameryki Południowej, Afryki czy Australii. Na szczęście w wielu miejscach Europy już byłam, m.in. w Londynie, Paryżu, Rzymie, Monako, Barcelonie, Gironie, Saragossie, Grenadzie, Budapeszcie, Neseberze, Stambule oraz Wiedniu. I mam nadzieję, że jeszcze wiele miejsc przede mną. Na razie postanowiłam dać szansę książkom podróżniczym i sięgnęłam po "Kronikę końca świata" Jakuba Mielnika.
"Kronika końca świata" nie jest typową książką podróżniczą. Raczej jest to reportaż z podróży po różnych zakątkach świata w przełomowych momentach historycznych. Przy czym autor skupia się na opisywaniu bieżących wydarzeń, a nie krajobrazów. To esej reporterski o rzeczywistości, która nie wytrzymuje zderzenia z oczekiwaniami. O rozczarowaniu światem, który okazał się nie tak egzotyczny, heroiczny i zaskakujący, jak nam się wydawało.
Książka podzielona jest na 4 części o tajemniczych nazwach. "Ludzie znikąd", "Inaczej niż w raju", "Czas męczenników" oraz "Tsunami". W pierwszej części autor oprowadza nas po wielu zakątkach Europy z lat 80. W tym Berlinie, po obaleniu muru, Jugosławii tuż przed rozpadem oraz po Londynie i Paryżu. Nie zdradzę, jak dalej potoczy się ta niecodzienna wyprawa, by nie psuć niespodzianki. Dodam jedynie, że w opowieściach Mielnika nie ma jakiegoś klucza geograficznego. W książce przeplatają się wydarzenia polityczne, religijne i kulturowe. A teksty pochodzą z różnych okresów.
Wraz z autorem odwiedzamy meczety, palarnie opium, speluny, gabinety polityków oraz przywódców religijnych, a także domy zwykłych obywateli i luksusowe hotele, w których ubijane są ciemne interesy. Jak widać, to świat pełen kontrastów. Autor zabiera nas m.in. do Bagdadu, Manili, Tajpeju oraz Dżakarty. Na kartach książki opisuje spotkania z bojownikami Hamasu oraz islamskimi bojownikami z Sumatry, a także Czerwonymi Khmerami.
Warto wspomnieć, że osoby, które znają upadek muru berlińskiego tylko z podręczników do historii, mogą mieć pewne trudności w zrozumieniu tamtych czasów. Jestem tego najlepszym przykładem (miałam wtedy zaledwie kilka lat i nic nie pamiętam). To samo dotyczy osób, które nie interesują się polityką zagraniczną. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak nadrobić zaległości, by móc w pełni delektować się lekturą.
Muszę przyznać, że to bardzo ładne wydanie. Książka została wydrukowana na śliskim papierze, takim jak w podręcznikach do języka obcego. Co więcej, wzbogacona została fotografiami Jakuba Mielnika, Ewy Bulandy, Piotra Długosza oraz Pawła Ulatowskiego. Nie ma ich jednak zbyt wiele, gdyż jak pisze autor: Z ilustrowaniem moich opowieści zawsze jest pewien problem, bo ja nie lubię fotografować. Wolę patrzeć, rozmawiać, łudząc się, że w ten sposób stopię się z otoczeniem, stanę się jego częścią, a przez to dowiem się więcej. (...) Prawda jest taka, że w najlepszych momentach nie ma pod ręką aparatu a nawet jak jest, to szkoda po prostu psuć chwili obiektywem.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, gdyż jest napisana pięknym i wyszukanym językiem. Autor umiejętnie dobiera słowa i uwodzi czytelnika swoją opowieścią. Bardzo podobają mi się jego porównania, np. wrota do zachodniego raju przypominały śluzę stacji kosmicznej z filmów science-fiction. (...) Michael Douglas był wtedy młodziutki a jego partnerem był stary gliniarz z nochalem, w który ktoś napchał chyba spęczniałego bobu. I w takiej tonacji jest prowadzona cała opowieść. Tytuły podrozdziałów również zachęcają do czytania, gdyż zaczynamy zastanawiać się, jaką tajemnicę w sobie kryją - m.in. "Tarzan z Żoliborza", "Tajwański pan Tadeusz", "Alibaba i girlaski Masona" czy "Marynarz asfaltowych mórz". Prawda, że brzmi zachęcająco?
Trzeba przyznać, że Jakub Mielnik potrafi tak ciekawie i barwnie opowiadać, że wprost nie sposób oderwać się od jego tekstu. Nic więc dziwnego, że zachęcił mnie do kontynuowania przygody z reportażem. Książkę polecam miłośnikom reportaży podróżniczych, historii oraz Jakuba Mielnika.
Fragmenty książki można przeczytać tutaj.
Literatura podróżnicza nigdy mnie nie pociągała, wolę zobaczyć coś na własne oczy. Uwielbiam zwiedzać nowe miejsca i je fotografować, ale nie lubię czytać o podróżach innych. I choć na mojej półce stoją już jakiś czas książki "Gringo wśród dzikich plemion" Cejrowskiego oraz "Blondynka na tropie tajemnic" Pawlikowskiej, omijam tę literaturę. Jedynym wyjątkiem są programy Wojciecha Cejrowskiego, który potrafi opowiadać o egzotycznych miejscach jak nikt. Wiem, że nie do wszystkich zakątków uda mi się dotrzeć, np. do krajów Ameryki Południowej, Afryki czy Australii. Na szczęście w wielu miejscach Europy już byłam, m.in. w Londynie, Paryżu, Rzymie, Monako, Barcelonie, Gironie, Saragossie, Grenadzie, Budapeszcie, Neseberze, Stambule oraz Wiedniu. I mam nadzieję, że jeszcze wiele miejsc przede mną. Na razie postanowiłam dać szansę książkom podróżniczym i sięgnęłam po "Kronikę końca świata" Jakuba Mielnika.
"Kronika końca świata" nie jest typową książką podróżniczą. Raczej jest to reportaż z podróży po różnych zakątkach świata w przełomowych momentach historycznych. Przy czym autor skupia się na opisywaniu bieżących wydarzeń, a nie krajobrazów. To esej reporterski o rzeczywistości, która nie wytrzymuje zderzenia z oczekiwaniami. O rozczarowaniu światem, który okazał się nie tak egzotyczny, heroiczny i zaskakujący, jak nam się wydawało.
Książka podzielona jest na 4 części o tajemniczych nazwach. "Ludzie znikąd", "Inaczej niż w raju", "Czas męczenników" oraz "Tsunami". W pierwszej części autor oprowadza nas po wielu zakątkach Europy z lat 80. W tym Berlinie, po obaleniu muru, Jugosławii tuż przed rozpadem oraz po Londynie i Paryżu. Nie zdradzę, jak dalej potoczy się ta niecodzienna wyprawa, by nie psuć niespodzianki. Dodam jedynie, że w opowieściach Mielnika nie ma jakiegoś klucza geograficznego. W książce przeplatają się wydarzenia polityczne, religijne i kulturowe. A teksty pochodzą z różnych okresów.
Fot. Paweł Ulatowski |
Wraz z autorem odwiedzamy meczety, palarnie opium, speluny, gabinety polityków oraz przywódców religijnych, a także domy zwykłych obywateli i luksusowe hotele, w których ubijane są ciemne interesy. Jak widać, to świat pełen kontrastów. Autor zabiera nas m.in. do Bagdadu, Manili, Tajpeju oraz Dżakarty. Na kartach książki opisuje spotkania z bojownikami Hamasu oraz islamskimi bojownikami z Sumatry, a także Czerwonymi Khmerami.
Warto wspomnieć, że osoby, które znają upadek muru berlińskiego tylko z podręczników do historii, mogą mieć pewne trudności w zrozumieniu tamtych czasów. Jestem tego najlepszym przykładem (miałam wtedy zaledwie kilka lat i nic nie pamiętam). To samo dotyczy osób, które nie interesują się polityką zagraniczną. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak nadrobić zaległości, by móc w pełni delektować się lekturą.
Muszę przyznać, że to bardzo ładne wydanie. Książka została wydrukowana na śliskim papierze, takim jak w podręcznikach do języka obcego. Co więcej, wzbogacona została fotografiami Jakuba Mielnika, Ewy Bulandy, Piotra Długosza oraz Pawła Ulatowskiego. Nie ma ich jednak zbyt wiele, gdyż jak pisze autor: Z ilustrowaniem moich opowieści zawsze jest pewien problem, bo ja nie lubię fotografować. Wolę patrzeć, rozmawiać, łudząc się, że w ten sposób stopię się z otoczeniem, stanę się jego częścią, a przez to dowiem się więcej. (...) Prawda jest taka, że w najlepszych momentach nie ma pod ręką aparatu a nawet jak jest, to szkoda po prostu psuć chwili obiektywem.
Fot. Jakub Mielnik |
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, gdyż jest napisana pięknym i wyszukanym językiem. Autor umiejętnie dobiera słowa i uwodzi czytelnika swoją opowieścią. Bardzo podobają mi się jego porównania, np. wrota do zachodniego raju przypominały śluzę stacji kosmicznej z filmów science-fiction. (...) Michael Douglas był wtedy młodziutki a jego partnerem był stary gliniarz z nochalem, w który ktoś napchał chyba spęczniałego bobu. I w takiej tonacji jest prowadzona cała opowieść. Tytuły podrozdziałów również zachęcają do czytania, gdyż zaczynamy zastanawiać się, jaką tajemnicę w sobie kryją - m.in. "Tarzan z Żoliborza", "Tajwański pan Tadeusz", "Alibaba i girlaski Masona" czy "Marynarz asfaltowych mórz". Prawda, że brzmi zachęcająco?
Trzeba przyznać, że Jakub Mielnik potrafi tak ciekawie i barwnie opowiadać, że wprost nie sposób oderwać się od jego tekstu. Nic więc dziwnego, że zachęcił mnie do kontynuowania przygody z reportażem. Książkę polecam miłośnikom reportaży podróżniczych, historii oraz Jakuba Mielnika.
Fragmenty książki można przeczytać tutaj.
Jakub Mielnik (ur. 1970) jest z zawodu dziennikarzem, a z wykształcenia historykiem. Pracował jako reporter na Tajwanie, Filipinach, w Kambodży, Laosie, Chinach, Japonii, Iraku, Indonezji i Afganistanie, a także w krajach europejskich, m.in. na Ukrainie. Jego reportaże i teksty publikowano na łamach Gazety Wyborczej, Nowego Państwa, Przekroju, Polityki, Ozonu, Wprostu, Polska The Times oraz Focusa.
Autor: Jakub Mielnik
Tytuł: "Kronika końca świata"
Ilość stron: 260
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Polacy nie gęsi II
Nie tylko literatura piękna
Trójka e-pik (literatura faktu)
Ciekawym stylem jest napisana ta książka i w ogóle ciekawy jest sposób ujęcia tematu, chętnie przeczytam - w przeciwieństwie do ciebie lubię czytać o podróżach, choć oczywiście nic nie może równać się z własnymi przeżyciami:)
OdpowiedzUsuńStyl i tematyka rzeczywiście ciekawe. Być może przekonam się do literatury podróżniczej. Czeka na mnie jeszcze "Baba na safari" ;)
UsuńLubię takie reportaże, więc z chęcią w wolnej chwili zajrzę.
OdpowiedzUsuńBrzmi, brzmi... chociaż jeśli chodzi o podróże, to wolę... po prostu literaturę faktu!
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, tak swoją drogą! :)
W.
Dodaję do obserwowanych :3
www.dokultury.blogspot.com
To jest bardziej literatura faktu niż książka podróżnicza ;) Dzięki. :)
UsuńKsiążka oczywiście jak najbardziej leży w sferze moich zainteresowań. A tak poza tym, to zazdroszczę tylu podróży. :)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że Cię zainteresuje ta książka ;) A niedługo zajmę się legendami poznańskimi, już nie mogę się doczekać :) To było dawno, teraz prowadzę osiadły tryb życia :P
UsuńOoo, lubię takie książki. Nie dość, że sprawiają masę frajdy, to na dodatek po cichu przemycają ogromne ilości wiedzy teoretycznej. Przeczytam, a nawet dodam na lc, że mam przeczytać, cobym znów nie zapomniał :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zainspirowałam do jej przeczytania :)
UsuńPrzepraszam z góry, że podczepiam się pod ten post, ale zaglądałam w Twoje Wyzwania i pomyślałam, że może przyłączysz się i do mojego :)
OdpowiedzUsuńKLASYKA HORRORU 2014
http://przestrzenie-tekstu.blogspot.com/2013/12/klasyka-horroru-moje-wyzwanie-autorskie.html
Zapraszam serdecznie!
Dzięki, w styczniu się zgłoszę :)
UsuńMnie również się ona spodobała, znalazłam kilka minusów, ale ogólnie uważam ją za udaną publikację.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie o niej napisałaś.
No proszę, jak się zgrałyśmy ;) Ja nie interesuję się polityką, więc to było duże utrudnienie podczas czytania, ale przebrnęłam. Dzięki :)
UsuńKsiążka faktycznie jest pięknie wydana. Ja niestety przyczepiłam się do kilku rzeczy, ale i tak uważam tę lekturę za bardzo udaną:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że książka cieszy się popularnością na blogach ;)
Usuń