"Osobiście nie czułem, że jestem nadzieją polskiego teatru" - wspomina swoje początki Krzysztof Kowalewski w książce "Taka zabawna historia".
Krzysztof Kowalewski jest jednym z najsłynniejszych polskich aktorów. Znany jest głównie z ról komediowych - m.in. Michała Romana z "Bruneta wieczorową porą", Jana Hochwandera z "Misia", komendanta milicji z "Wyjścia awaryjnego" czy Pułkownika Molibdena z "Rozmów kontrolowanych". Był także Rochem Kowalskim w "Potopie" oraz Onufrym Zagłobą w "Ogniem i mieczem". Niedawno postanowił wydać książkę o swoim życiu.
"Taka zabawna historia" to wywiad-rzeka przeprowadzona przez Juliusza Ćwielucha z Krzysztofem Kowalewskim. Książka podzielona jest na 19 krótkich rozdziałów, z których każdy dotyczy innego okresu jego życia. Aktor opowiada m.in. o byciu Żydem, kobietach, kolegach z planu, trasach kabaretowych oraz o swoich rolach.
Krzysztof Kowalewski nie miał łatwego dzieciństwa. Miał dwa lata, kiedy wybuchła wojna. Niedługo potem zaginął jego ojciec Cyprian Kowalewski, który trafił do sowieckiej niewoli. Gdy miał 10 lat, dzień po pogromie kieleckim, dowiedział się, że jest Żydem. Jego matka, która także była aktorką, wychowywała go jednak na katolika. Czy byłem obrzezany? W żadnym wypadku. Ja, proszę pana, byłem hodowany jak pra-Polak: ojciec oficer, matka mówiąca polszczyzną, która zawstydziłaby niejednego literata.
Choć nie zdał matury, chciał zdawać do szkoły teatralnej. Było to możliwe dla najzdolniejszych kandydatów. Jednak na egzaminach został sprowadzony na ziemię, zmiażdżony. W końcu osiągnął swój cel i skończył studia, choć po pierwszym roku chciał stamtąd uciekać. Początki jego kariery też nie były łatwe, jak wspomina nie miał szczęścia - uświadomiłem sobie, że ta moja kariera to raczej nie będzie windą, musiałem się wspinać, tylko taka długa drabina. I albo się będę wspinał szczebelek po szczebelku albo stanę w miejscu (...) Osobiście nie czułem, że jestem nadzieją polskiego teatru. Mimo swojego pesymizmu pracował w kilku warszawskich teatrach: Klasycznym (dziś nazywa się Studio; w latach 1960-1961), Dramatycznym (w latach 1961-1962), Polskim (w latach 1962-1970), Studenckim Teatrze Satyryków (1970-1973), Rozmaitości (w latach 1974-1977), Kwadrat (w 1977 roku). A od prawie 40 lat pracuje w Teatrze Współczesnym.
Aktor opowiada o kobietach swojego życia - Vivian Rodriguez, z którą ma syna Wiktora, Ewie Wiśniewskiej, z którą nie wzięli ślubu oraz o swojej obecnej żonie - Agnieszce Suchorze, z którą ma córkę Gabrysię. Jego wyznania utwierdzają mnie w przekonaniu, że artyści mają inne podejście do małżeństwa. Często zmieniają partnerów, rzadko są stali w uczuciach.
Z książki można dowiedzieć się także, czym jest metoda Stanisławskiego w aktorstwie. Jak tłumaczy to Kowalewski: jak ma pan zagrać Hamleta, jedzie pan do Danii, wchodzi pan do lochu, siedzi tam i nasiąka atmosferą i rolą. (...) [Trzeba tam siedzieć - przypis autorki recenzji] dopóki nie wyjmą pana z zapaleniem płuc. Chodzi o szerokie budowanie roli, przy którym szukamy odpowiedzi na wszelkie możliwe pytania: kim byli jego rodzice, czy go kochali, czy on ich kochał? Co spowodowało, że jest w tym miejscu? Jaka jest motywacja jego działań? Głęboka retrospekcja bohatera. I dopiero na tej bazie odtwarzania jego psychiki i próba wejścia w nią.
Wyniknął z tego zabawny dialog pomiędzy Juliuszem Ćwieluchem a Krzysztofem Kowalewskim:
- Nie wiedziałem, że robię z panem wywiad metodą Stanisławskiego, bo mnie jednak interesuje, kim byli pana rodzice, co pana ukształtowało.
- Ale nie będzie próbował mnie pan zagrać?
- Ile musiałbym przytyć, żeby dźwignąć tę rolę?
- To zależy, który okres pan wybierze. Z tym, że ten ostatni odradzam. Ja zawsze byłem nieco większy od reszty kolegów. Co nie przeszkadzało mi utrzymywać niezłej sprawności. Dosyć długo byłem w stanie zrobić fikołka w powietrzu. Najpierw bez rozbiegu, potem z rozbiegiem. A teraz to już tylko jakbym się poślizgnął.
Książkę czyta się błyskawicznie, gdyż jest napisana lekkim i miejscami zabawnym językiem. To zasługa obu panów. Juliusz Ćwieluch zadaje ciekawe pytania, które nie są przypadkowe. Widać, że przygotowała się do tej rozmowy, zna fakty z życia aktora, z pierwszej ręki, m.in. od Wiktora. Z kolei Krzysztof Kowalewski ciekawie opowiada o swoim życiu. Jest przy tym skromnym człowiekiem, który nie zabiega o sławę. Jak tłumaczy: gwiazdor to jedna rola, której ja z pewnością bym nie podołał. Kompletnie się do tego nie nadaję. Zrobisz dużą rolę i nagle, gdzie się ruszysz, wszyscy czegoś od ciebie chcą. Strach iść do toalety. I ma duże poczucie humoru, co bardzo cenię u ludzi.
Waloru lekturze dodają zdjęcia, które przedstawiają Krzysztofa Kowalewskiego z różnych okresów jego życia, a także jego rodziców. Na końcu zamieszczono także informacje dotyczące jego kariery, czyli spis wybranych dokonań artystycznych. Polecam tę książkę przede wszystkim miłośnikom Krzysztofa Kowalewskiego oraz osobom, które są ciekawe, jaki jest prywatnie ten aktor.
Krzysztof Kowalewski jest jednym z najsłynniejszych polskich aktorów. Znany jest głównie z ról komediowych - m.in. Michała Romana z "Bruneta wieczorową porą", Jana Hochwandera z "Misia", komendanta milicji z "Wyjścia awaryjnego" czy Pułkownika Molibdena z "Rozmów kontrolowanych". Był także Rochem Kowalskim w "Potopie" oraz Onufrym Zagłobą w "Ogniem i mieczem". Niedawno postanowił wydać książkę o swoim życiu.
"Taka zabawna historia" to wywiad-rzeka przeprowadzona przez Juliusza Ćwielucha z Krzysztofem Kowalewskim. Książka podzielona jest na 19 krótkich rozdziałów, z których każdy dotyczy innego okresu jego życia. Aktor opowiada m.in. o byciu Żydem, kobietach, kolegach z planu, trasach kabaretowych oraz o swoich rolach.
Krzysztof Kowalewski nie miał łatwego dzieciństwa. Miał dwa lata, kiedy wybuchła wojna. Niedługo potem zaginął jego ojciec Cyprian Kowalewski, który trafił do sowieckiej niewoli. Gdy miał 10 lat, dzień po pogromie kieleckim, dowiedział się, że jest Żydem. Jego matka, która także była aktorką, wychowywała go jednak na katolika. Czy byłem obrzezany? W żadnym wypadku. Ja, proszę pana, byłem hodowany jak pra-Polak: ojciec oficer, matka mówiąca polszczyzną, która zawstydziłaby niejednego literata.
Choć nie zdał matury, chciał zdawać do szkoły teatralnej. Było to możliwe dla najzdolniejszych kandydatów. Jednak na egzaminach został sprowadzony na ziemię, zmiażdżony. W końcu osiągnął swój cel i skończył studia, choć po pierwszym roku chciał stamtąd uciekać. Początki jego kariery też nie były łatwe, jak wspomina nie miał szczęścia - uświadomiłem sobie, że ta moja kariera to raczej nie będzie windą, musiałem się wspinać, tylko taka długa drabina. I albo się będę wspinał szczebelek po szczebelku albo stanę w miejscu (...) Osobiście nie czułem, że jestem nadzieją polskiego teatru. Mimo swojego pesymizmu pracował w kilku warszawskich teatrach: Klasycznym (dziś nazywa się Studio; w latach 1960-1961), Dramatycznym (w latach 1961-1962), Polskim (w latach 1962-1970), Studenckim Teatrze Satyryków (1970-1973), Rozmaitości (w latach 1974-1977), Kwadrat (w 1977 roku). A od prawie 40 lat pracuje w Teatrze Współczesnym.
Aktor opowiada o kobietach swojego życia - Vivian Rodriguez, z którą ma syna Wiktora, Ewie Wiśniewskiej, z którą nie wzięli ślubu oraz o swojej obecnej żonie - Agnieszce Suchorze, z którą ma córkę Gabrysię. Jego wyznania utwierdzają mnie w przekonaniu, że artyści mają inne podejście do małżeństwa. Często zmieniają partnerów, rzadko są stali w uczuciach.
Z książki można dowiedzieć się także, czym jest metoda Stanisławskiego w aktorstwie. Jak tłumaczy to Kowalewski: jak ma pan zagrać Hamleta, jedzie pan do Danii, wchodzi pan do lochu, siedzi tam i nasiąka atmosferą i rolą. (...) [Trzeba tam siedzieć - przypis autorki recenzji] dopóki nie wyjmą pana z zapaleniem płuc. Chodzi o szerokie budowanie roli, przy którym szukamy odpowiedzi na wszelkie możliwe pytania: kim byli jego rodzice, czy go kochali, czy on ich kochał? Co spowodowało, że jest w tym miejscu? Jaka jest motywacja jego działań? Głęboka retrospekcja bohatera. I dopiero na tej bazie odtwarzania jego psychiki i próba wejścia w nią.
Wyniknął z tego zabawny dialog pomiędzy Juliuszem Ćwieluchem a Krzysztofem Kowalewskim:
- Nie wiedziałem, że robię z panem wywiad metodą Stanisławskiego, bo mnie jednak interesuje, kim byli pana rodzice, co pana ukształtowało.
- Ale nie będzie próbował mnie pan zagrać?
- Ile musiałbym przytyć, żeby dźwignąć tę rolę?
- To zależy, który okres pan wybierze. Z tym, że ten ostatni odradzam. Ja zawsze byłem nieco większy od reszty kolegów. Co nie przeszkadzało mi utrzymywać niezłej sprawności. Dosyć długo byłem w stanie zrobić fikołka w powietrzu. Najpierw bez rozbiegu, potem z rozbiegiem. A teraz to już tylko jakbym się poślizgnął.
Książkę czyta się błyskawicznie, gdyż jest napisana lekkim i miejscami zabawnym językiem. To zasługa obu panów. Juliusz Ćwieluch zadaje ciekawe pytania, które nie są przypadkowe. Widać, że przygotowała się do tej rozmowy, zna fakty z życia aktora, z pierwszej ręki, m.in. od Wiktora. Z kolei Krzysztof Kowalewski ciekawie opowiada o swoim życiu. Jest przy tym skromnym człowiekiem, który nie zabiega o sławę. Jak tłumaczy: gwiazdor to jedna rola, której ja z pewnością bym nie podołał. Kompletnie się do tego nie nadaję. Zrobisz dużą rolę i nagle, gdzie się ruszysz, wszyscy czegoś od ciebie chcą. Strach iść do toalety. I ma duże poczucie humoru, co bardzo cenię u ludzi.
Waloru lekturze dodają zdjęcia, które przedstawiają Krzysztofa Kowalewskiego z różnych okresów jego życia, a także jego rodziców. Na końcu zamieszczono także informacje dotyczące jego kariery, czyli spis wybranych dokonań artystycznych. Polecam tę książkę przede wszystkim miłośnikom Krzysztofa Kowalewskiego oraz osobom, które są ciekawe, jaki jest prywatnie ten aktor.
Krzysztof Kowalewski (ur. 1937) jest aktorem z wieloletnim stażem. To świetny tragik, który często jest bywa mylony z aktorem komediowym. Grywał w rzeczach tak smutnych, że aż śmiesznych, na przykład w filmach Stanisława Barei.
Juliusz Ćwieluch (ur. 1975) jest absolwentem filmoznawstwa na UJ, który nie opublikował żadnej recenzji. Studiował też reklamę, ale żadnej nie zrobił. Pracował w lokalnej "Gazecie Wyborczej" i wykonywał niewyuczony zawód dziennikarza. Od 7 lat pracuje w tygodniku "Polityka".
Autor: Krzysztof Kowalewski, Juliusz Ćwieluch
Tytuł: "Taka zabawna historia"
Ilość stron: 302
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Czytam nowości!
Europa da się lubić (I poziom - Polska)
Historia z trupem
Nie tylko literatura piękna
Pod hasłem (szczęście)
Polacy nie gęsi III
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu ( cm)
Rekord 2014 (131)
W 200 książek dookoła świata (Polska)
Nie jest to tytuł, który chciałabym przeczytać "teraz, natychmiast, już", ale myślę, że książka trafiłaby w mój gust.
OdpowiedzUsuńTo jak się uporasz z pilniejszymi książkami, to mogę Ci pożyczyć :)
UsuńBardzo lubię takie książki, lubię pana Kowalewskiego. Na pewno sięgnę po ten tytuł w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba ta książka :)
UsuńCenię go jako aktora. Widziałam go w programie Świat się kręci, gdzie mówił o tej książce, ale daleki był od kryptoreklamy - skromny człowiek. Wielu celebrytów reklamujących swoją pseudo literaturę powinno brać z niego przykład.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się tego, że nie będzie namawiał nachalnie. Z tej książki wynika, że to skromny człowiek. Zgadzam się z Tobą ;)
UsuńMam zamiar kupić tę książkę mojemu tacie, gdyż on uwielbia tego aktora.
OdpowiedzUsuńMyślę, że spodoba się Twojemu tacie :)
UsuńNa pewno się spodoba, jest bardzo ciekawa. Ja też czytałam.
UsuńCiekawa, pochłonęłam ją bardzo szybko :)
UsuńOj, tak cudo :)
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych aktorów! Bardzo chętnie przeczytam, tym bardziej, że bardzo lubię wszelkie wywiady :)
OdpowiedzUsuńMój także :) Wywiad jest naprawdę ciekawy, więc powinien Ci się spodobać ;)
Usuń