Po dobrym kryminale oczekuje się napięcia, nagłych zwrotów akcji, porywającej zagadki kryminalnej, krwawych opisów z miejsca zbrodni, a także zaskakującego zakończenia. Czy znalazło się to w powieści "Zimny dzień w Raju" Steve'a Hamiltona?
Głównym bohaterem jest Alex McKnight, były policjant z Detroit, który podczas jednej z akcji stracił partnera (został zastrzelony przez szaleńca) i zdrowie (jedna z kul przeszła tuż obok serca i na zawsze została w jego ciele). Choć od napaści minęło 14 lat, obraz tamtej feralnej nocy pozostał z nim do tej pory. Alex rzucił służbę w policji i przeniósł się do Raju, małego miasteczka w stanie Michigan, myśląc, że zostawia przeszłość za sobą. Nie wie jednak, jak bardzo się mylił...
Obecnie jest prywatnym detektywem, któremu trafiają się drobne sprawy. Pewnego dnia zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Widok przywołuje niemiłe wspomnienia sprzed lat. Krew była wszędzie. Lśniła jaskrawą czerwienią na białej podłodze łazienki, a tam gdzie wsiąkła w dywan, była niemal czarna. Jej wielkie rozbryzgi na ścianach spływały smugami aż do samej podłogi. I pokrywała cała leżącego mężczyznę. Wyglądał, jakby zanurzono go w niej niczym piankę. Ale to nie jedyny problem Alexa. Ktoś zaczyna go osaczać Alexa i przypomina mu o przeszłości. Dzwoni, przysyła listy i róże - próbuje nawiązać z nim więź. Czyżby morderca jego partnera powrócił, choć siedzi w najbardziej strzeżonym więzieniu?
Muszę przyznać, że miałam do tej książki dwa podejścia. Powieść bardzo długo się rozkręca, a początek jest nudny. Przez co trudno mi było się wgryźć w tę historię i straciłam do niej cierpliwość. Miejscami nie wiadomo, o co chodzi. Co gorsza, tego nie wie chyba sam autor.
Jednak jak podaje wydawca to poruszający do głębi kryminał o przeszłości, która powraca i chwyta teraźniejszość za gardło. Wydaje mi się, że musieliśmy czytać dwie różne powieści. Dawno tak się nie zmęczyłam, czytając powieść kryminalną. Co więcej, podobno cechą charakterystyczną powieści Steve'a Hamiltona jest wszechobecny strach i mroczny świat. Jednak nie odczułam tego na własnej skórze.
Alex McKnight jakoś nie wzbudził mojej sympatii, choć to podobno jedna z najciekawszych i najoryginalniejszych postaci w literaturze kryminalnej: detektyw prześladowany strasznym wspomnieniem i wyrzutami sumienia. Nie pomaga nawet to, że narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a śledztwo widzimy z perspektywy Alexa. Do tego ta jego dziwna relacja z Sivią, żoną jego przyjaciela. Jak można się domyślić, mieli romans. Ale nie jest to do końca wyjaśnione. W każdym razie schemat goni schemat.
Jedynym plusem jest krwawy opis z miejsca zbrodni oraz dość zaskakujące zakończenie (choć trochę przekombinowane, napisane jak gdyby na siłę). I to chyba tyle pozytywów tej powieści. Zabrakło mi natomiast lekkiego języka, stopniowo budowanego napięcia. Zamiast tego otrzymałam niedopowiedzenia z przeszłości bohaterów, w której trudno się zorientować.
Zdecydowanie nie polecam tej powieści, szkoda czasu. Jest tyle fajnych kryminałów, które porywają czytelnika od pierwszych stron, że można ją sobie spokojnie odpuścić. Co ciekawe, powieść ta została uhonorowana dwiema najbardziej prestiżowymi nagrodami gatunku: Edgar Award i Shamus Award. Widocznie nie znam się na literaturze.
Warto wspomnieć, że "Zimny dzień w Raju" jest pierwszą częścią cyklu o Alexie McKnightie. W Ameryce ukazało się do tej pory 9 powieści, z czego 3 w Polsce. Kolejne części to: "Zimna pełnia księżyca" oraz "W pogoni na wiatrem".
Głównym bohaterem jest Alex McKnight, były policjant z Detroit, który podczas jednej z akcji stracił partnera (został zastrzelony przez szaleńca) i zdrowie (jedna z kul przeszła tuż obok serca i na zawsze została w jego ciele). Choć od napaści minęło 14 lat, obraz tamtej feralnej nocy pozostał z nim do tej pory. Alex rzucił służbę w policji i przeniósł się do Raju, małego miasteczka w stanie Michigan, myśląc, że zostawia przeszłość za sobą. Nie wie jednak, jak bardzo się mylił...
Obecnie jest prywatnym detektywem, któremu trafiają się drobne sprawy. Pewnego dnia zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Widok przywołuje niemiłe wspomnienia sprzed lat. Krew była wszędzie. Lśniła jaskrawą czerwienią na białej podłodze łazienki, a tam gdzie wsiąkła w dywan, była niemal czarna. Jej wielkie rozbryzgi na ścianach spływały smugami aż do samej podłogi. I pokrywała cała leżącego mężczyznę. Wyglądał, jakby zanurzono go w niej niczym piankę. Ale to nie jedyny problem Alexa. Ktoś zaczyna go osaczać Alexa i przypomina mu o przeszłości. Dzwoni, przysyła listy i róże - próbuje nawiązać z nim więź. Czyżby morderca jego partnera powrócił, choć siedzi w najbardziej strzeżonym więzieniu?
Muszę przyznać, że miałam do tej książki dwa podejścia. Powieść bardzo długo się rozkręca, a początek jest nudny. Przez co trudno mi było się wgryźć w tę historię i straciłam do niej cierpliwość. Miejscami nie wiadomo, o co chodzi. Co gorsza, tego nie wie chyba sam autor.
Jednak jak podaje wydawca to poruszający do głębi kryminał o przeszłości, która powraca i chwyta teraźniejszość za gardło. Wydaje mi się, że musieliśmy czytać dwie różne powieści. Dawno tak się nie zmęczyłam, czytając powieść kryminalną. Co więcej, podobno cechą charakterystyczną powieści Steve'a Hamiltona jest wszechobecny strach i mroczny świat. Jednak nie odczułam tego na własnej skórze.
Alex McKnight jakoś nie wzbudził mojej sympatii, choć to podobno jedna z najciekawszych i najoryginalniejszych postaci w literaturze kryminalnej: detektyw prześladowany strasznym wspomnieniem i wyrzutami sumienia. Nie pomaga nawet to, że narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a śledztwo widzimy z perspektywy Alexa. Do tego ta jego dziwna relacja z Sivią, żoną jego przyjaciela. Jak można się domyślić, mieli romans. Ale nie jest to do końca wyjaśnione. W każdym razie schemat goni schemat.
Jedynym plusem jest krwawy opis z miejsca zbrodni oraz dość zaskakujące zakończenie (choć trochę przekombinowane, napisane jak gdyby na siłę). I to chyba tyle pozytywów tej powieści. Zabrakło mi natomiast lekkiego języka, stopniowo budowanego napięcia. Zamiast tego otrzymałam niedopowiedzenia z przeszłości bohaterów, w której trudno się zorientować.
Zdecydowanie nie polecam tej powieści, szkoda czasu. Jest tyle fajnych kryminałów, które porywają czytelnika od pierwszych stron, że można ją sobie spokojnie odpuścić. Co ciekawe, powieść ta została uhonorowana dwiema najbardziej prestiżowymi nagrodami gatunku: Edgar Award i Shamus Award. Widocznie nie znam się na literaturze.
Warto wspomnieć, że "Zimny dzień w Raju" jest pierwszą częścią cyklu o Alexie McKnightie. W Ameryce ukazało się do tej pory 9 powieści, z czego 3 w Polsce. Kolejne części to: "Zimna pełnia księżyca" oraz "W pogoni na wiatrem".
Steve Hamilton jest amerykańskim pisarzem, specjalizującym się w powieści detektywistycznej. Zadebiutował w 1998 roku właśnie powieścią "Zimny dzień w Raju".
Autor: Steve Hamilton
Tytuł: "Zimny dzień w Raju"
Ilość stron: 240
Oprawa: twarda
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Debiuty pisarskie
Pod hasłem (pory)
Trójka e-pik książka, która została nagrodzona
Z półki
Jedna z najgorszych powieści, jakie czytałam. Naprawdę nudna, przewidywalna i niedopracowana... A ten napis na okładce "poruszający do głębi kryminał o przeszłości, która powraca i chwyta teraźniejszość za gardło", chwytliwy, prawda? I jak widać obie się na niego nabrałyśmy ;)
OdpowiedzUsuńNa szczęście tej książki nie kupowałam. Szkoda mi tylko straconego czasu. ;)
UsuńNo cóż, ja nieszczęśliwie ją kupiłam ;)
UsuńZawsze możesz wymienić, np. na Lubimyczytać. Może znajdzie się amator. ;)
UsuńWłaśnie dlatego staram się nie brać pod uwagę pochwał wydawców, bo wiadomo, że oni chcą przede wszystkim sprzedać.. Oczywiście nie jest tak, że zawsze udaje mi się tego uniknąć. Dlatego dobrze dzielić się też i takim doświadczeniem, żeby wiedzieć, czego się wystrzegać :)
OdpowiedzUsuńJa też nie tym się kieruję przy wyborze książki. Ale akurat tę pozycję pożyczyłam od znajomego i się zawiodłam...
UsuńDopisałam Twoje linki, dzięki:)
OdpowiedzUsuńTo uczucie, kiedy beznadziejna wg Ciebie książka zdobyła prestiżowe nagrody i nie masz pojęcia, za co...:)
Dzięki :) Coś w tym jest. A może po prostu się nie poznałam na tym arcydziele. :P
UsuńWydaje mi się, że rzeczy, które wymieniłaś na początku, oczekuje się od dobrego thrilleru, a nie kryminału :D (tak mi się przypomniało jak kiedys chciałam dociec czym różni sie jedno od drugiego i co jest co... ;) ).
OdpowiedzUsuńNa tym co piszą wydawcy na okładkach sama się wielokrotnie zawiodłam. Wierzyć im nie wolno ;)
Czasami również mam ten problem, że coś, co mi sie nie podoba jest uznawane za mega klasykę, nagradzane, podziwiane i wielbione. Wtedy idąc za Einsteinem, człowiek zadaje sobie pytanie: czy to ludzie wokół mnie zwariowali czy też ja jestem szalony? ;)
A co do książki, dobrze wiedzieć czego unikać ;)
W thrillerze stawia się na dreszczyk emocji, zaś w kryminale na zbrodnie. W innych aspektach są do siebie podobne - nagłe zwroty akcji, zaskakujące zakończenie, stopniowo budowane napięcie. ;)
UsuńMasz rację, najlepiej przekonać się na własnej skórze.
Być może nie poznałam się na prawdziwej sztuce. Ale nie tylko ja, sądząc po komentarzach Wiedźmy. :P
Dlatego warto pisać także recenzje książek, które nas zawiodły, gdyż inni być może nie popełnią już naszego błędu. :)
Nie cierpię spartaczonych kryminałów. =/
OdpowiedzUsuńZdaje się, że właśnie taki czytam (trudno ocenić po kilkunastu stronach, no ale...). Nic to, poznęcam się w recenzji. :P
Ja też nie lubię, szkoda oczu i czasu. :P A co teraz czytasz? ;)
Usuń
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć. Na pewno po nią nie sięgnę:)
I słusznie :)
UsuńOj, a okładka taka ładna. I opis. Dzięki za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście ładna - jeden z nielicznych plusów. Z kolei moja kumpela nie doszła nawet do połowy i się poddała, więc to nie tylko moja opinia ;) Ale widać się nie znamy :P Jak znów trafię na jakiś koszmarek, to z pewnością go opiszę :)
UsuńAno, nie znacie się, jak większość nieprofesjonalnych recenzentów blogowych, którzy czasem zmieszają książkę z błotem :P Czekam na kolejne koszmarki :)
UsuńPewnie tak, musimy się podszkolić u profesjonalistów :P Mam nadzieję, że będzie tych koszmarków jak najmniej.
UsuńCzytałam ( a właściwie zaczęłam i nie dobrnęłam) już kilka powieści z tychże opatrzonych mianem ,,KRYMINAŁ Z KLASĄ" i nie pozostaje mi nic innego jak skwitowanie owych kryminałów mianem gniotów:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że można liczyć u Ciebie na szczere opinie.
To nie był mój pierwszy kryminał z tej serii, dlatego się zdziwiłam, że taki słaby. Wcześniej czytałam książkę "Ostatnie miejsce" Laury Lippman i nie była taka zła. Nie wszystko rozumiałam, ale to dlatego, że nie przeczytałam "Wzgórza Rzeźnika", a to była seria z detektyw Tess Monaghan.
UsuńZawsze staram się pisać szczerze. I choć w każdej książce próbuję dostrzec jakieś pozytywne aspekty, tym razem się nie udało ;)
Czytałam sporo czasu temu, niestety fabuła i samo zakończenie nie pozostało w mojej pamięci...
OdpowiedzUsuńBo to taki kryminał, który się szybko zapomina. ;)
Usuń