"Człowiek, który zapomniał swego nazwiska" Stanisława A. Wotowskiego to przedwojenna powieść sensacyjno-kryminalna, która została oparta na faktach.
Stanisław A. Wotowski przed wojną był jednym z najbardziej popularnych pisarzy. Cieszył się takim powodzeniem, że złośliwi mówili, że dla niego literatura to maszynka do zarabiania pieniędzy. Niestety po wojnie, z powodu zamiany ustroju, trafił na listę autorów zakazanych i na ponad 60 lat popadł w zapomnienie. Dziś mało kto kojarzy jego nazwisko. Sama odkryłam je całkiem niedawno, dzięki powieściom "Upiorny dom", "Sekta Diabła" i "Czarny adept". Jednak to mi nie wystarczyło i chciałam poznać ich więcej - tak trafiłam na powieść "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska".
Głównym bohaterem jest młody mężczyzna, który budzi się pewnego dnia w podwarszawskim szpitalu psychiatrycznym. Niestety nic nie pamięta ze swojego życia, także sposobu, w jaki znalazł się w tym miejscu. Kim byłem? Co robiłem? Skąd się tu znalazłem? Jak mam na imię i jak brzmi moje nazwisko? - zadaje sobie te pytania. Ale odpowiedzi nie przychodzą.
Jedno jest pewne, ktoś próbuje ukryć przed nim jego tożsamość. Doktor Tretter uparcie wmawia mu szaleństwo, choć bohater tak się nie czuje. Twierdzi, że nie zna danych pacjenta, ponieważ został znaleziony nieprzytomny i bez żadnych dokumentów. Wszystko świadczy przeciwko bohaterowi, który jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Całkiem nieoczekiwanie jedna z pielęgniarek pomaga mu uciec z tego więzienia, by okrył prawdę o sobie i być może ocalił życie. Czy uda mu się odzyskać swoją tożsamość?
"Człowiek, który zapomniał swego nazwiska" została wydana po raz pierwszy w 1933 roku. Akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym, co widać nie tylko po opisach miejsc, lecz także po samym języku. Zdarzają się takie słowa jak: snadź czy toć. Niektórych może to razić, jednak dla mnie była to miła odmiana od współczesnych kryminałów. Dobrze, że ocalały egzemplarze, dzięki którym powstało to wydanie - pierwsze powojenne. Niech nie zwiedzie Was okładka, wydanie jest współczesne.
Według wydawcy to polska przedwojenna "Tożsamość Bourne'a", niestety nie czytałam tej powieści i nie mogę się do tego odnieść. Natomiast na okładce widnieje napis "oparta na faktach". Wszystko, co opisałem nie jest bynajmniej żadną fantazją i istotnie dramat ten miał miejsce w jednej z arystokratycznych rodzin w Warszawie. Szkoda, że nie zostało uściślone, ile jest prawdy, a ile fikcji w tej historii. Jakoś trudno mi uwierzyć, by dwoje obcych sobie ludzi tej samej płci było tak do siebie podobnych, by nie mogli rozróżnić ich najbliżsi. I to widząc ich z bliska.
Co mnie zaciekawiło w tej lekturze to to, że bohaterowie mówią sami do siebie. Jak choćby w tym fragmencie: Wszystko tu straszne! - szeptał. Nie podoba mi się w tym zakładzie! I ten Antoni, z miną zbója, i ten doktor, który choć twierdzi, że nie wie, kim jestem, wyraźnie unika mojego wzroku! I to lekarstwo, po którym bezwzględnie mi gorzej... Nie odzyskuję po nim pamięci, a raczej ją tracę... Toteż postanowiłem dziś uczynić próbę. Wylałem je za poduszkę... Można odnieść wrażenie, jakby bezimienny bohater rzeczywiście miał nierówno pod sufitem. Jednak inni robią to samo, więc widać jest to na porządku dziennym.
Powieść czyta się w miarę szybko, dzięki ciekawej intrydze oraz lekkiemu, choć nieco archaicznemu językowi. Zdarzają się również nagłe zwroty akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Napięcie budują także pościgi i niewiarygodne zbiegi okoliczności. Mankamentem lektury jest przewidywalne zakończenie. Zdecydowanie bardziej podobały mi się dwie poprzednie powieści tego autora, które czytałam.
Niemniej jednak "Człowieka, który zapomniał swego nazwiska" polecam osobom, które są ciekawe, jak wyglądało życie w przedwojennej Warszawie oraz miłośnikom powieści sensacyjno-kryminalnych.
Stanisław A. Wotowski przed wojną był jednym z najbardziej popularnych pisarzy. Cieszył się takim powodzeniem, że złośliwi mówili, że dla niego literatura to maszynka do zarabiania pieniędzy. Niestety po wojnie, z powodu zamiany ustroju, trafił na listę autorów zakazanych i na ponad 60 lat popadł w zapomnienie. Dziś mało kto kojarzy jego nazwisko. Sama odkryłam je całkiem niedawno, dzięki powieściom "Upiorny dom", "Sekta Diabła" i "Czarny adept". Jednak to mi nie wystarczyło i chciałam poznać ich więcej - tak trafiłam na powieść "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska".
Głównym bohaterem jest młody mężczyzna, który budzi się pewnego dnia w podwarszawskim szpitalu psychiatrycznym. Niestety nic nie pamięta ze swojego życia, także sposobu, w jaki znalazł się w tym miejscu. Kim byłem? Co robiłem? Skąd się tu znalazłem? Jak mam na imię i jak brzmi moje nazwisko? - zadaje sobie te pytania. Ale odpowiedzi nie przychodzą.
Jedno jest pewne, ktoś próbuje ukryć przed nim jego tożsamość. Doktor Tretter uparcie wmawia mu szaleństwo, choć bohater tak się nie czuje. Twierdzi, że nie zna danych pacjenta, ponieważ został znaleziony nieprzytomny i bez żadnych dokumentów. Wszystko świadczy przeciwko bohaterowi, który jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Całkiem nieoczekiwanie jedna z pielęgniarek pomaga mu uciec z tego więzienia, by okrył prawdę o sobie i być może ocalił życie. Czy uda mu się odzyskać swoją tożsamość?
"Człowiek, który zapomniał swego nazwiska" została wydana po raz pierwszy w 1933 roku. Akcja rozgrywa się w dwudziestoleciu międzywojennym, co widać nie tylko po opisach miejsc, lecz także po samym języku. Zdarzają się takie słowa jak: snadź czy toć. Niektórych może to razić, jednak dla mnie była to miła odmiana od współczesnych kryminałów. Dobrze, że ocalały egzemplarze, dzięki którym powstało to wydanie - pierwsze powojenne. Niech nie zwiedzie Was okładka, wydanie jest współczesne.
Według wydawcy to polska przedwojenna "Tożsamość Bourne'a", niestety nie czytałam tej powieści i nie mogę się do tego odnieść. Natomiast na okładce widnieje napis "oparta na faktach". Wszystko, co opisałem nie jest bynajmniej żadną fantazją i istotnie dramat ten miał miejsce w jednej z arystokratycznych rodzin w Warszawie. Szkoda, że nie zostało uściślone, ile jest prawdy, a ile fikcji w tej historii. Jakoś trudno mi uwierzyć, by dwoje obcych sobie ludzi tej samej płci było tak do siebie podobnych, by nie mogli rozróżnić ich najbliżsi. I to widząc ich z bliska.
Co mnie zaciekawiło w tej lekturze to to, że bohaterowie mówią sami do siebie. Jak choćby w tym fragmencie: Wszystko tu straszne! - szeptał. Nie podoba mi się w tym zakładzie! I ten Antoni, z miną zbója, i ten doktor, który choć twierdzi, że nie wie, kim jestem, wyraźnie unika mojego wzroku! I to lekarstwo, po którym bezwzględnie mi gorzej... Nie odzyskuję po nim pamięci, a raczej ją tracę... Toteż postanowiłem dziś uczynić próbę. Wylałem je za poduszkę... Można odnieść wrażenie, jakby bezimienny bohater rzeczywiście miał nierówno pod sufitem. Jednak inni robią to samo, więc widać jest to na porządku dziennym.
Powieść czyta się w miarę szybko, dzięki ciekawej intrydze oraz lekkiemu, choć nieco archaicznemu językowi. Zdarzają się również nagłe zwroty akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Napięcie budują także pościgi i niewiarygodne zbiegi okoliczności. Mankamentem lektury jest przewidywalne zakończenie. Zdecydowanie bardziej podobały mi się dwie poprzednie powieści tego autora, które czytałam.
Niemniej jednak "Człowieka, który zapomniał swego nazwiska" polecam osobom, które są ciekawe, jak wyglądało życie w przedwojennej Warszawie oraz miłośnikom powieści sensacyjno-kryminalnych.
Stanisław A. Wotowski (1895-1939) był policjantem i właścicielem prywatnego biura detektywistycznego, a także dziennikarzem i pisarzem. Specjalizował się w powieściach kryminalnych, sensacyjnych i kryminalno-salonowych. Pisał także powieści historyczne i okultystyczne. Na swoim koncie miał również m.in. powieści "Czarny adept", "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska", "Kobieta, która niesie śmierć".
Autor: Stanisław A. Wotowski
Tytuł: "Człowiek, który zapomniał swego nazwiska"
Ilość stron:
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: CM
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
ABC czytania (wariant 2 - autor na W)
Grunt to okładka (do trzech razy sztuka - czerń i biel)
Kryminalne wyzwanie
Polacy nie gęsi IV (kryminał, którego akcja rozgrywa się w którejś ze stolic wojewódzkich)
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu ( cm)
W 200 książek dookoła świata (Polska)
Dobrze, że pojawiają się zwroty akcji. To mnie zachęca do lektury tej książki.
OdpowiedzUsuńPolecam na początek "Upiorny dom" albo "Sektę diabła" tego autora. Moim zdaniem lepsze niż ta ;)
UsuńLubie poczytać starsze kryminały, w tamtym roku kilka udało mi się przeczytać i rzeczywiście jest to odmienność od współczesnych, i język, i akcja. Ale przedwojennego jeszcze nie czytałam, może w tym roku jakiś wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuńPrzedwojenne mają swój klimat, powinnaś spróbować się z nimi zmierzyć ;)
Usuń