Pasja gotowania, nieprzystępny i bezwzględny biznesmen oraz temperamentna kucharka. Co z tego wyniknie? Odpowiedzi należy szukać w powieści "Miłość jest jak toskański deser" Elisabetty Flumeri i Gabrielli Giamometti.
Powiadają, że do serca mężczyzny można trafić przez żołądek. Wystarczy odpowiednie menu, przygotowane z sercem i pasją, a sukces jest murowany. A jeśli obiekt owych kulinarnych zabiegów jest bezwzględnym biznesmenem, który nie ma serca? Wtedy potrzebna jest odpowiednia kucharka - z temperamentem, która potrafi dopasować dania do każdej okoliczności. Taka właśnie jest Margherita, bohaterka powieści "Miłość jest jak toskański deser".
Margherita Carletti od najmłodszych lat lubiła gotować. Można powiedzieć, że wyssała tę umiejętność z mlekiem matki. Bowiem jej mama prowadziła w Toskanii małą restaurację U Eriki, która cieszyła się uznaniem gości. To właśnie tam poznała swojego przyszłego męża i wyjechała z nim do Rzymu. Sielanka skończyła się po 5 latach. Mąż okazał się wiecznym nastolatkiem, który sam nie wie, czego chce. W dodatku wdał się w romans. Margherita niewiele myśląc, spakowała walizki, zabrała swoje zwierzaki (2 koty, psa i gwarka) i wróciła do swojej rodzinnej miejscowości Roccafitty. Właśnie tam chciała zacząć życie od nowa...
Dlaczego akurat tam? Gdzie miała się poczuć lepiej, jak nie w domu, u boku taty i przyjaciół. Wśród toskańskich wzgórz i morzem aż po horyzont. Na miejscu okazuje się jednak, że to malownicze miasteczko, przypominające rajski zakątek, zmieniło się odkąd się z niego wyprowadziła. Na drzwiach dawnej restauracji wisi tabliczka zamknięte, a przystojny i arogancki przyjezdny - Nicola Ravelli, wykupuje miejscowe winnice. Aby przekonać do zawarcia umowy swoich kontrahentów, postanawia urządzać wykwintne kolacje w swojej pięknej willi. Potrzebny mu tylko odpowiedni szef kuchni. A kto się do tego nadaje lepiej niż Margherita?
"Miłość jest jak toskański deser" to powieść obyczajowa z wątkiem romansowym i kulinarnym. Autorki bardzo ciekawie opisały przygotowywanie potraw oraz porównywały ludzi do konkretnych dań. Dla przykładu Nicola Ravelli przedstawiony jest w następujący sposób: gdyby chcieć go zdefiniować, trzeba by go porównać do profiterola z najlepszej cukierni, z całą pewnością nie był to byle placek śniadaniowy. Imponujący, chrupiący i z oczami tak brązowymi, że przypominały polewę czekoladową. W powieści można znaleźć również taki dialog:
- Jak poszło z pierogiem?
- Dobrze, ale może nie powinienem był go zapraszać z tą odgrzewaną zupą, byłoby lepiej, gdyby przyszedł z cielęcą roladką...
- Sorbet się zrelaksował?
- Była drobna scysja z przekładańcem, ale monc blanc ich pogodził.
Muszę przyznać, że zawiła relacja Nicola i Margherity przywodziła mi na myśl słynny duet - Edwarda i Vivian z "Pretty woman". Nicola skupuje małe winnice, by wcielić je do swojego konsorcjum. Jest równie bezwzględny jak Edward, który po przejęciu firm doprowadzał je do upadku. Jedyną osobą, która mogła skruszyć lód była Vivian, prostolinijna dziewczyna. Podobnie jest w przypadku Nicoli, na którego drodze staje Margherita, kobieta z niesamowitym zmysłem kulinarnym oraz temperamentem.
Co ciekawe, zakończenie jest bardzo podobne jak we wspomnianym filmie i dość przewidywalne. Ale to zupełnie mi nie przeszkadzało, gdyż uwiodły mnie opisy przygotowywania potraw oraz ludzi. Muszę się zgodzić z Anną Muchą, która napisała: ta książka jest jak czekoladowe ciastko. Niby doskonale wiesz, jak smakuje, a jednak nieustająco cię zachwyca.
Jedynym zastrzeżeniem jest dla mnie okładka, która moim zdaniem jest za jaskrawa. Dużo bardziej podoba mi się włoska wersja książki, która pasuje do tytułu "L'amore è un bacio di dama" ("Miłość jest jak pocałunek damy"). Jak widać tytuł też został zmieniony, ale to mi nie przeszkadza, gdyż jest bardziej związany z treścią.
Niemniej jednak polecam tę książkę miłośnikom powieści obyczajowych z nutką pikanterii i dużą dozą smakowitych potraw. Na końcu zamieszczone zostały przepisy z książki kucharskiej Margherity - m.in. mus czekoladowy z ostrą papryczką, zapiekane tortellini w potrawce z gołębia czy krem pomarańczowy. Czy nie brzmi smakowicie? Myślę, że można niektóre z nich wypróbować.
Warto wspomnieć, że "Miłość jest jak toskański deser" to pierwsza powieść z cyklu miłosno-kulinarnego. Następna dzieje się w pięciogwiazdkowej restauracji na Capri i nosi tytuł "I love Capri".
Powiadają, że do serca mężczyzny można trafić przez żołądek. Wystarczy odpowiednie menu, przygotowane z sercem i pasją, a sukces jest murowany. A jeśli obiekt owych kulinarnych zabiegów jest bezwzględnym biznesmenem, który nie ma serca? Wtedy potrzebna jest odpowiednia kucharka - z temperamentem, która potrafi dopasować dania do każdej okoliczności. Taka właśnie jest Margherita, bohaterka powieści "Miłość jest jak toskański deser".
Margherita Carletti od najmłodszych lat lubiła gotować. Można powiedzieć, że wyssała tę umiejętność z mlekiem matki. Bowiem jej mama prowadziła w Toskanii małą restaurację U Eriki, która cieszyła się uznaniem gości. To właśnie tam poznała swojego przyszłego męża i wyjechała z nim do Rzymu. Sielanka skończyła się po 5 latach. Mąż okazał się wiecznym nastolatkiem, który sam nie wie, czego chce. W dodatku wdał się w romans. Margherita niewiele myśląc, spakowała walizki, zabrała swoje zwierzaki (2 koty, psa i gwarka) i wróciła do swojej rodzinnej miejscowości Roccafitty. Właśnie tam chciała zacząć życie od nowa...
Dlaczego akurat tam? Gdzie miała się poczuć lepiej, jak nie w domu, u boku taty i przyjaciół. Wśród toskańskich wzgórz i morzem aż po horyzont. Na miejscu okazuje się jednak, że to malownicze miasteczko, przypominające rajski zakątek, zmieniło się odkąd się z niego wyprowadziła. Na drzwiach dawnej restauracji wisi tabliczka zamknięte, a przystojny i arogancki przyjezdny - Nicola Ravelli, wykupuje miejscowe winnice. Aby przekonać do zawarcia umowy swoich kontrahentów, postanawia urządzać wykwintne kolacje w swojej pięknej willi. Potrzebny mu tylko odpowiedni szef kuchni. A kto się do tego nadaje lepiej niż Margherita?
"Miłość jest jak toskański deser" to powieść obyczajowa z wątkiem romansowym i kulinarnym. Autorki bardzo ciekawie opisały przygotowywanie potraw oraz porównywały ludzi do konkretnych dań. Dla przykładu Nicola Ravelli przedstawiony jest w następujący sposób: gdyby chcieć go zdefiniować, trzeba by go porównać do profiterola z najlepszej cukierni, z całą pewnością nie był to byle placek śniadaniowy. Imponujący, chrupiący i z oczami tak brązowymi, że przypominały polewę czekoladową. W powieści można znaleźć również taki dialog:
- Jak poszło z pierogiem?
- Dobrze, ale może nie powinienem był go zapraszać z tą odgrzewaną zupą, byłoby lepiej, gdyby przyszedł z cielęcą roladką...
- Sorbet się zrelaksował?
- Była drobna scysja z przekładańcem, ale monc blanc ich pogodził.
Muszę przyznać, że zawiła relacja Nicola i Margherity przywodziła mi na myśl słynny duet - Edwarda i Vivian z "Pretty woman". Nicola skupuje małe winnice, by wcielić je do swojego konsorcjum. Jest równie bezwzględny jak Edward, który po przejęciu firm doprowadzał je do upadku. Jedyną osobą, która mogła skruszyć lód była Vivian, prostolinijna dziewczyna. Podobnie jest w przypadku Nicoli, na którego drodze staje Margherita, kobieta z niesamowitym zmysłem kulinarnym oraz temperamentem.
Co ciekawe, zakończenie jest bardzo podobne jak we wspomnianym filmie i dość przewidywalne. Ale to zupełnie mi nie przeszkadzało, gdyż uwiodły mnie opisy przygotowywania potraw oraz ludzi. Muszę się zgodzić z Anną Muchą, która napisała: ta książka jest jak czekoladowe ciastko. Niby doskonale wiesz, jak smakuje, a jednak nieustająco cię zachwyca.
Jedynym zastrzeżeniem jest dla mnie okładka, która moim zdaniem jest za jaskrawa. Dużo bardziej podoba mi się włoska wersja książki, która pasuje do tytułu "L'amore è un bacio di dama" ("Miłość jest jak pocałunek damy"). Jak widać tytuł też został zmieniony, ale to mi nie przeszkadza, gdyż jest bardziej związany z treścią.
Niemniej jednak polecam tę książkę miłośnikom powieści obyczajowych z nutką pikanterii i dużą dozą smakowitych potraw. Na końcu zamieszczone zostały przepisy z książki kucharskiej Margherity - m.in. mus czekoladowy z ostrą papryczką, zapiekane tortellini w potrawce z gołębia czy krem pomarańczowy. Czy nie brzmi smakowicie? Myślę, że można niektóre z nich wypróbować.
Warto wspomnieć, że "Miłość jest jak toskański deser" to pierwsza powieść z cyklu miłosno-kulinarnego. Następna dzieje się w pięciogwiazdkowej restauracji na Capri i nosi tytuł "I love Capri".
Elisabetta Flumeri i Gabriella Giamometti to włoskie pisarki i scenarzystki, które tworzą zgrany duet. Od lat piszą romantyczne powieści obyczajowe, a także tworzą telenowele, programy telewizyjne i reklamy.
Autor: Elisabetta Flumeri i Gabriella Giamometti
Tytuł: "Miłość jest jak toskański deser"
Ilość stron: 320
Oprawa: miękka
Książka przeczytana w ramach wyzwań:
Czytam opasłe tomiska (tom I - 320 stron)
Czytamy opasłe tomiska (320 stron)
Czytamy powieści obyczajowe
Europa da się lubić (I poziom - Włochy)
Grunt to okładka (budynek)
Historia z trupem
Książkowe podróże (Włochy - Toskania)
Motyw zdrady w literaturze
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (2,2 cm)
Rekord 2014 (85)
Serie na starcie
W 200 książek dookoła świata (Włochy)
Książka, po którą chętnie sięgnę, tymbardziej po Twojej recenzji. Pozdrawiam serdecznie i będę zaglądać tu częściej! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam. Zapraszam :)
UsuńWcale nie wydaje się ciekawa, wręcz przeciwnie. Że tak to ujme, nie na mój żołądek :)
OdpowiedzUsuńBywa, nie wszystko musi się nam podobać ;)
UsuńSą koty, jest jedzenie to książka musi być dobra ;)
OdpowiedzUsuńTak, to podstawowe składniki dobrej powieści obyczajowej ;)
UsuńUwielbiam takie połączenie wątku obyczajowego z kulinarnym. To książka zdecydowanie dla mnie.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Ci przypadnie do gustu ;) Polecam Ci także "Smaki życia", to też powieść obyczajowa z wątkiem kulinarnym :)
UsuńNie lubię gotować, więc książka z wątkiem kulinarnym jakoś średnio mnie nie pasjonuje, ale z drugiej strony nie mówię nie. Jak trafi przypadkiem w moje ręce, to dam jej szansę poznania.
OdpowiedzUsuńA ja czasem lubię coś ugotować - może nie takie dania jak w książce, ale może kiedyś jakieś spróbuję ;) Daj jej szansę, wiem, że lubisz romanse, a tej niewiele brakuje do tego gatunku :)
UsuńCzytałam kilka podobnych obyczajowo z kulinarnym wątkiem, więc jakoś specjalnie szukać jej nie będę.
OdpowiedzUsuńMoże jednak się w przyszłości skusisz ;)
UsuńNa razie nie mam zdania. Może przy okazji :) W obecnej chwili mam naprawdę dużo zaległości czytelniczych.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, mam to samo ;)
UsuńNigdy jeszcze nie oglądałam Pretty woman, a skoro w pewnych względach historie te są podobne, to może obejrzę kiedyś film, a za książkę podziękuję ;) nie lubię obyczajówek i nie lubię gotować. Tzn. lubię, ale proste i szybkie dania, takie dają mi satysfakcję. Natomiast czytanie o potrawach, których większość nazw pewnie słyszę po raz pierwszy raz w życiu, to nie dla mnie. W kuchni lubię prostotę. Potrawki z gołębia nie planuję przyrządzać ;)
OdpowiedzUsuńTo może obejrzyj "Pretty woman", jak Ci się spodoba, to sięgniesz po "Miłość..." ;) Tylko pod pewnymi punktami są podobne, to zupełnie inne historie. A ja lubię obyczajówki, zanim wsiąkłam w kryminały, czytałam głównie ten gatunek. Co do gotowania to czasem mi się zdarza coś przygotować, choć też raczej nie takie wykwintne dania. Też nie planuję potrawki z gołębia ;)
UsuńWięc gołębie pod naszymi oknami mogą spać spać spokojnie ;)
UsuńTakich bałabym się jeść, jak już to hodowlane ;)
UsuńO miłości mogę czytać cały czas. To taki nieprzewidywalny temat...
OdpowiedzUsuńTo prawda, temat jest nieprzewidywalny, ale fabuła książki już niekoniecznie ;)
UsuńKsiążka w sam raz dla mnie :)))
OdpowiedzUsuńPożyczę Ci ;)
UsuńTo już ją spakuj, żeby nie zapomnieć :)
UsuńJesteś druga w kolejce, ale przywiozę Ci inne - "Żonę enkawudzisty" i "Historia kotem się toczy" ;)
UsuńLubię, czytać, jeśli znajdę te pozycje to na pewno przeczytam, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPolecam, myślę, że książka przypadnie Ci do gustu :)
UsuńTo chyba jedna z książek na "zły dzień", prawda?
OdpowiedzUsuńMyślę, że doskonale potrafi poprawić humor czytelniczkom.
Tak, to idealna książka na poprawę humoru :)
Usuń