poniedziałek, 22 sierpnia 2016

"I tu jest bies pogrzebany", czyli o życiu i śmierci na wesoło

Spora dawka humoru, nietuzinkowi bohaterowie oraz śmiertelnie (nie)poważna branża - tego możemy spodziewać się po powieści "I tu jest bies pogrzebany" Kariny Bonowicz.

Nie jest to moje pierwsze spotkanie z Kariną Bonowicz. Miałam już okazję przeczytać jej debiutancką powieść "Pierwsze koty robaczywki", która dotyczyła oświaty. Bohaterką była młoda nauczycielka języka polskiego, która miała niekonwencjonalne pomysły. Tym razem autorka postanowiła "prześwietlić" branżę funeralną i udowodnić, że śmiech to zdrowie.

Branża pogrzebowa przeżywa kryzys, jak na złość nikt nie chce umierać. Odczuwa to dotkliwie Eugeniusz i jego młodsza córka Nina, którzy prowadzą zakład pogrzebowy Ryszard&Córki. Nie pomaga nawet lista potencjalnych klientów, którzy mogą niebawem skorzystać z ich usług. Okazuje się, że klienci mają się całkiem dobrze i nie śpieszą się na tamten świat. Jak tak dalej pójdzie, właściciele zakładu będą musieli pochować sami siebie.

Tymczasem starsza córka Maria postanawia wprowadzić się na jakiś czas do rodzinnego domu. Ma dość swojego męża Edwarda, pisarza, który tworzy kolejną powieść dla gospodyń domowych. Niestety z marnym skutkiem, gdyż utknął na pierwszym zdaniu. Wiadomo, że pierwsze zdanie jest najważniejsze, ale dobrze by było, gdyby po nim nastąpiła cała reszta fabuły. Czy kryzys w branży odbije się na relacjach bohaterów?

"I tu jest bies pogrzebany" to zabawna opowieść o poważnych tematach, czyli śmierci i życiu ze śmierci innych. Okazuje się, że branża funeralna wcale nie musi być przygnębiająca. Pokazują to zabawne perypetie bohaterów, które są czasem absurdalne. Tematyka jest śliska, ale autorka zaryzykowała i doskonale sobie poradziła.

Karina Bonowicz w swojej powieści stworzyła całą gamę barwnych postaci - Marię, Ninę, Edwarda i Jakuba. Maria jest wykładowcą literatury angielskiej, w wieku 16 lat zauważyła, że zaczęła się starzeć, dlatego stosuje miliard diet i co chwila chodzi do fryzjera i kosmetyczki. Zaczynam dzień od lustra w łazience. Patrzę, o ile postarzałam się od wczoraj. Porównuję to z tym, o ile postarzałam się od przedwczoraj. I zapisuję. Cześć. Mam na imię Maria i chyba się starzeję. Chyba? Na pewno! Cześć, Maria.

Jej siostra Nina jest hipochondryczką, zna całą encyklopedię zdrowia i codziennie chodzi do lekarza, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma którejś z chorób. Zaczynam dzień od listy leków przyklejonej taśmą samoprzylepną do lustra w łazience. Na co dzisiaj mamy? Na migrenę, na oczy, na zęby, na ciśnienie. NA ŻYCIE. Przeciw migrenie, przeciw ślepocie, przeciw paradontozie, przeciw zawałowi. Przeciw śmierci. NA ZAPAS. Na wszelki wypadek. Na zdrowie! Cześć, mam na imię Nina i boję się kilku rzeczy. Cześć, Nina.

Edward, mąż Marii jest pisarzem i cierpi na kryzys twórczy. Zaczynam dzień od golenia i relanium. Patrzę w lustro i mówię: Cześć, mam na imię Edward i jestem uzależniony. Od relanium, mitomanii i mojej żony, Marii. Cześć, Edward.

Jakub to lekarza Niny, który cierpi na bezsenność i oszukuje swoich pacjentów - mówi im, jak mają się zdrowo odżywiać, a sam postępuje odwrotnie. Zaczynam dzień od kawy i aspiryny. Albo od aspiryny i kawy. Nie pamiętam co było na początku... Cześć, mam na imię Kuba i nie sypiam od trzech miesięcy. Ani sam, ani tym bardziej z kimś. Cześć, Kuba.

Powieść napisana jest w pierwszej osobie - z perspektywy czterech osób: Edwarda, Marii, Niny i Jakuba. Każde z nich inne spojrzenie na dane wydarzenie oraz ciekawe przemyślenia. Jak choćby Nina, która jest mistrzynią ciętej riposty i ma chyba najbardziej abstrakcyjne myśli: Ojciec mówi, że każdy ma taką śmierć, na jaką sobie zasłużył. To chyba oznacza, że do jednych przychodzi ona jako stara kobieta z papierosem w zębach, z twarzy podobna zupełnie do teściowej, a do innych jako apetyczna blond pielęgniarka w malinowym błyszczyku na ustach. To znaczy ubrana tylko w malinowy błyszczyk. Do jeszcze innych jako pracownik urzędu skarbowego albo facet z reklamy MARLBORO.

Warto podkreślić, że tytuł powieści nawiązuje do niemieckiego związku frazeologicznego - "i tu jest pies pogrzebany". Jednak zamiast słowa "pies", autorka wstawiła "bies", czyli czart, szatan. Stanowi to zabawną grę słów, szczególnie że tematyka powieści związana jest właśnie z pogrzebami. Kolejnym zabiegiem jest akcentowanie poszczególnych wyrazów (o zabarwieniu emocjonalnym lub ironicznym) za pomocą wielkich liter.

Książkę czyta się szybko, ponieważ została napisana lekkim językiem, przepełnionym humorem, niejednokrotnie czarnym. Być może niektóre żarty są znane, ale ogólnie można się pośmiać i oderwać od problemów dnia codziennego. Co więcej, pod warstewką czarnego humoru kryje się refleksja. Choć śmierć jest czymś nieuniknionym, nie warto się załamywać każdą kolejną zmarszczką czy siwym włosem, nie należy też popadać w paranoję i hipochondrię. To nie jest sposób na życie, tylko powolne umieranie. Trzeba żyć pełnią życia, czerpać z niego garściami, bo drugie nie będzie nam dane. Polecam ją miłośnikom literatury kobiecej, którzy lubią zabawne dialogi i niecodzienne perypetie bohaterów.

Karina Bonowicz jest zarazem dziennikarką i polonistką. Na co dzień prowadzi warsztaty dziennikarskie i scenariuszowe oraz Teatrzyk "Niebylejaki" (grupę teatralną 50+). Zadebiutowała powieścią "Pierwsze koty robaczywki".


Autor: Karina Bonowicz
Tytuł: "I tu jest bies pogrzebany"
Ilość stron:
Oprawa: miękka








Książka przeczytana w ramach wyzwań:

ABC czytania (wariant 2 - autor na B)
Czytamy nowości
Gra w kolory II (niebieski)
Polacy nie gęsi IV (powieść z happy endem)
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu ( cm)
W 200 książek dookoła świata (Polska)









16 komentarzy:

  1. Właśnie zaczęłam czytać tę książkę i mam mieszane odczucia. Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wciągnęła, mam nadzieję, że z Tobą będzie tak samo, daj jej szansę :)

      Usuń
  2. Powiem Ci, że będę chciała ją kiedyś przeczytać, właśnie ze względu na ów specyficzny humor :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze powiedziawszy nie jestem do niej przekonana. Nie wiem w sumie dlaczego - może po prostu sam zarys fabuły już do mnie nie trafia.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może daj jej szansę? Czytanie jej to dobra zabawa :)

      Usuń
  4. Osobiście bardzo pozytywnie odbieram tę książkę. Najlepsza jest Nina :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy pomysł na ksiązkę, ale ja tym razem podziękuję. ;)

    Pozdrawiam serdecznie i w wolnej chwili zapraszam do siebie. ;)
    Magia słowa.

    OdpowiedzUsuń
  6. refleksja pod czarnym humorem- chyba się skuszę na tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, myślę, że się będziesz dobrze bawić :)

      Usuń
  7. Może pewnego dnia się z nią zetknę, ale póki co nie mam jej w planach ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam jeszcze książek tej autorki, ale widzę, że muszę to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń

Po przeczytaniu wpisu zostaw swój ślad (bez adresu swojego bloga oraz kryptoreklam - będą usuwane!). Dziękujemy za każdy komentarz :)