"Pypcie na języku" to zbiór felietonów Michała Rusinka poświęconych pewnym zjawiskom językowym z różnych dziedzin życia.
Michał Rusinek, wieloletni sekretarz Wisławy Szymborskiej, wydaje się być poważny, a tak naprawdę ma niezwykłe poczucie humoru. Przekonałam się o tym podczas lektury "Jak przekręcać i przeklinać" czy "Limeryki i inne wierszyki". Nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności i nie przeczytać jego najnowszej książki - "Pypcie na języku".
"Pypcie na języku" to zbiór felietonów Michała Rusinka publikowanych w latach 2013-2016 w krakowskim dodatku "Gazety Wyborczej" i poświęconych pewnym zjawiskom językowym. Książka została podzielona na części: "Pypcie z życia (autora) wzięte", "Pypcie kulturalne", "Pypcie historyczne i nostalgiczne", "Pypcie współczesne", "Pypcie wirtualne i komórkowe", "Pypcie kulinarne", "Pypcie zapożyczone", "Pypcie językoznawcze", "Pypcie obywatelskie".
Powiedzmy sobie od razu, żeby nie było niedomówień i bolesnych rozczarowań: książka ta nie jest monografią dermatologiczną wykwitów, lecz zbiorem felietonów poświęconych pewnym zjawiskom językowym.
Michał Rusinek zabawnie opisuje sytuację związaną z klapkami Kubota, które miały tę cechę, że gwizdały, gdy podeszwa została przekłuta, a do komór powietrznych dostała się woda. Autor przytoczył zabawną anegdotkę. Kilkanaście lat temu mieszkaliśmy w peerelowskim bloku. Pewnego dnia na parterze wsiadł ze mną do windy sąsiad mieszkający dwa piętra pod nami. Minę miał zafrasowaną, przestępował z nogi na nogę. "Wie pan – zagadnął – dziwna rzecz. W całym bloku coś gwiżdże. W mieszkaniu gwiżdże. Na klatce gwiżdże. Teraz nawet do piwnicy zaszedłem, żeby sprawdzić. Też, cholera, gwiżdże. Nawet w windzie gwiżdże, słyszy pan? I wysiadł. Okazało się, że miał na nogach klapki Kubota.
W innym miejscu pisze, że dzieci najszybciej wyłapują sztuczności językowe. Podaje jako przykłady kilka neologizmów wynikających z niezrozumienia przez nie archaicznego, hermetycznego języka religijnego. [i]Pięknaś ino po kolana (zamiast i niepokalana), i doprowadź mnie do żywopłota wiecznego (zamiast), nie wódź nas na pokruszenie.
Zabawny był również felieton na temat hotelu, w którym został zakwaterowany Michał Rusinek z synem, gdy zaproszono ich do telewizji. Okazało się, że był to... burdel. Dostaliśmy klucze oraz ostrzeżenie, żeby nie włączać telewizora, bo tam głównie kanały dla dorosłych. Mój pięcioletni wówczas Kuba wszedł pierwszy do pokoju i zapytał: "Tato, a po co nad łóżkiem jest lustro?".
Michał Rusinek podaje także zabawne hasła z różnych manifestacji, np. z Marszu Niepodległości: "Wolimy kotleta od Mahometa". Pomijając modny ostatnio błąd gramatyczny (dopełniacz zamiast biernika), proponuję w przyszłym roku iść o krok dalej: "Wolę dorsza z kutra od Marcina Lutra", "Wolę boczek chuddy od nauki Buddy", "Wolę przetwory od Tory" czy "Wolę pierogi niż obce bogi". Na zdrowie.
Książkę czyta się bardzo szybko, gdyż jest napisana lekkim językiem i z wielką kulturą. Zawarte w niej felietony są zabawne i pokazują, jak funkcjonuje nasz rodzimy język. Jak przenika do naszej codzienności i jak ściśle jest z nią związany. Jak często niefortunnie użyte słowo prowadzi do zabawnych sytuacji. Na przykład: Awaria toalety. Prosimy załatwiać się na własną rękę. Może być także bardzo przewrotny, o czym można się przekonać podczas czytania lektury. Michał Rusinek po raz kolejny udowodnił, że ma niezwykłe poczucie humoru. Polecam tę książkę miłośnikom Michała Rusinka, felietonów i zabaw słownych.
Michał Rusinek jest literaturoznawcą, tłumaczem, felietonistą, autorem książek dla dzieci oraz prezesem Fundacji Wisławy Szymborskiej. Był sekretarzem Wisławy Szymborskiej. Jest także autorem nazw żartobliwych gatunków literackich stworzonych przez Szymborską: lepiej, odwódka i moskalik. Na swoim koncie ma także m.in. "Między retoryką a retorycznością", "Prowincjonalne zagadki kryminalne", "Wierszyki domowe. Sześć i pół tuzinka wierszyków Rusinka".
Michał Rusinek, wieloletni sekretarz Wisławy Szymborskiej, wydaje się być poważny, a tak naprawdę ma niezwykłe poczucie humoru. Przekonałam się o tym podczas lektury "Jak przekręcać i przeklinać" czy "Limeryki i inne wierszyki". Nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności i nie przeczytać jego najnowszej książki - "Pypcie na języku".
"Pypcie na języku" to zbiór felietonów Michała Rusinka publikowanych w latach 2013-2016 w krakowskim dodatku "Gazety Wyborczej" i poświęconych pewnym zjawiskom językowym. Książka została podzielona na części: "Pypcie z życia (autora) wzięte", "Pypcie kulturalne", "Pypcie historyczne i nostalgiczne", "Pypcie współczesne", "Pypcie wirtualne i komórkowe", "Pypcie kulinarne", "Pypcie zapożyczone", "Pypcie językoznawcze", "Pypcie obywatelskie".
Powiedzmy sobie od razu, żeby nie było niedomówień i bolesnych rozczarowań: książka ta nie jest monografią dermatologiczną wykwitów, lecz zbiorem felietonów poświęconych pewnym zjawiskom językowym.
Michał Rusinek zabawnie opisuje sytuację związaną z klapkami Kubota, które miały tę cechę, że gwizdały, gdy podeszwa została przekłuta, a do komór powietrznych dostała się woda. Autor przytoczył zabawną anegdotkę. Kilkanaście lat temu mieszkaliśmy w peerelowskim bloku. Pewnego dnia na parterze wsiadł ze mną do windy sąsiad mieszkający dwa piętra pod nami. Minę miał zafrasowaną, przestępował z nogi na nogę. "Wie pan – zagadnął – dziwna rzecz. W całym bloku coś gwiżdże. W mieszkaniu gwiżdże. Na klatce gwiżdże. Teraz nawet do piwnicy zaszedłem, żeby sprawdzić. Też, cholera, gwiżdże. Nawet w windzie gwiżdże, słyszy pan? I wysiadł. Okazało się, że miał na nogach klapki Kubota.
W innym miejscu pisze, że dzieci najszybciej wyłapują sztuczności językowe. Podaje jako przykłady kilka neologizmów wynikających z niezrozumienia przez nie archaicznego, hermetycznego języka religijnego. [i]Pięknaś ino po kolana (zamiast i niepokalana), i doprowadź mnie do żywopłota wiecznego (zamiast), nie wódź nas na pokruszenie.
Zabawny był również felieton na temat hotelu, w którym został zakwaterowany Michał Rusinek z synem, gdy zaproszono ich do telewizji. Okazało się, że był to... burdel. Dostaliśmy klucze oraz ostrzeżenie, żeby nie włączać telewizora, bo tam głównie kanały dla dorosłych. Mój pięcioletni wówczas Kuba wszedł pierwszy do pokoju i zapytał: "Tato, a po co nad łóżkiem jest lustro?".
Michał Rusinek podaje także zabawne hasła z różnych manifestacji, np. z Marszu Niepodległości: "Wolimy kotleta od Mahometa". Pomijając modny ostatnio błąd gramatyczny (dopełniacz zamiast biernika), proponuję w przyszłym roku iść o krok dalej: "Wolę dorsza z kutra od Marcina Lutra", "Wolę boczek chuddy od nauki Buddy", "Wolę przetwory od Tory" czy "Wolę pierogi niż obce bogi". Na zdrowie.
Książkę czyta się bardzo szybko, gdyż jest napisana lekkim językiem i z wielką kulturą. Zawarte w niej felietony są zabawne i pokazują, jak funkcjonuje nasz rodzimy język. Jak przenika do naszej codzienności i jak ściśle jest z nią związany. Jak często niefortunnie użyte słowo prowadzi do zabawnych sytuacji. Na przykład: Awaria toalety. Prosimy załatwiać się na własną rękę. Może być także bardzo przewrotny, o czym można się przekonać podczas czytania lektury. Michał Rusinek po raz kolejny udowodnił, że ma niezwykłe poczucie humoru. Polecam tę książkę miłośnikom Michała Rusinka, felietonów i zabaw słownych.
Michał Rusinek jest literaturoznawcą, tłumaczem, felietonistą, autorem książek dla dzieci oraz prezesem Fundacji Wisławy Szymborskiej. Był sekretarzem Wisławy Szymborskiej. Jest także autorem nazw żartobliwych gatunków literackich stworzonych przez Szymborską: lepiej, odwódka i moskalik. Na swoim koncie ma także m.in. "Między retoryką a retorycznością", "Prowincjonalne zagadki kryminalne", "Wierszyki domowe. Sześć i pół tuzinka wierszyków Rusinka".
Michał Rusinek (ur. 1972) jest literaturoznawcą, tłumaczem, felietonistą, autorem książek dla dzieci oraz prezesem Fundacji Wisławy Szymborskiej. Był sekretarzem Wisławy Szymborskiej. Jest także autorem nazw żartobliwych gatunków literackich stworzonych przez Szymborską: lepiej, odwódka i moskalik. Na swoim koncie ma także m.in. "Między retoryką a retorycznością", "Prowincjonalne zagadki kryminalne", "Wierszyki domowe. Sześć i pół tuzinka wierszyków Rusinka".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Po przeczytaniu wpisu zostaw swój ślad (bez adresu swojego bloga oraz kryptoreklam - będą usuwane!). Dziękujemy za każdy komentarz :)